Rozdział 2
Perspektywa Elle
Zwinęłam się przy ścianie, nie mogąc powstrzymać łez płynących po mojej twarzy. Obcy o bursztynowych oczach - najwyraźniej wilkołak - przeszedł na drugą stronę pokoju i dzwonił, odwracając się do mnie plecami, jakby oferując odrobinę prywatności.
"Alex, potrzebuję, żebyś natychmiast przyniósł coś do mojego apartamentu," powiedział niskim, rozkazującym głosem. "Czek in blanco z mojego osobistego konta. I przynieś butelkę whisky." Zatrzymał się, słuchając. "Nie obchodzi mnie, na jakim spotkaniu jesteś. To jest priorytet."
Zakończył rozmowę i odwrócił się w moją stronę, jego wyraz twarzy był nieczytelny. Zauważyłam, że przygląda mi się tymi przenikliwymi bursztynowymi oczami - charakterystyczną cechą wilkołaka, którą powinnam była rozpoznać od razu, gdybym nie była tak pijana i zdezorientowana.
"Łzy niczego nie zmienią," powiedział obojętnie. "Co się stało, to się nie odstanie."
Wytarłam twarz ze złością. "Łatwo ci mówić. To nie ty właśnie..." Nie mogłam nawet dokończyć zdania.
Mój telefon zabrzęczał, sygnalizując wiadomość.
Wiadomość sprawiła, że żołądek mi się ścisnął: "Elle, bardzo mi przykro, że nie mogłem przyjść dzisiaj wieczorem. Moja mama się dowiedziała i już jestem w samolocie. Zadzwonię, jak wyląduję. Kocham cię."
Był już w drodze. Już w samolocie, podczas gdy ja tu musiałam radzić sobie sama z tą katastrofą. Wypuściłam gorzki śmiech, który brzmiał bardziej jak szloch.
"Problem?" zapytał wilkołak, tonem sugerującym, że tak naprawdę go to nie obchodzi.
"Nie twoja sprawa," mruknęłam, po czym zamarłam, gdy uderzyła mnie straszna myśl. Spojrzałam na niego, naprawdę widząc go wyraźnie po raz pierwszy. Garnitur niedbale rzucony na krzesło. Dominująca postawa. Sposób, w jaki rozmawiał przez telefon, jak ktoś przyzwyczajony do wydawania poleceń.
"Chwila... ty... nie możesz być Brad Rayne, prawda?" Mój głos był przerażonym szeptem.
Jego brew uniosła się lekko. "Wiesz, kim jestem."
Oczywiście, że wiedziałam, kim był. Wszyscy w Moonshade Bay wiedzieli, kim był Brad Rayne. Alfa dominującej watahy w mieście. CEO Rayne Group - firmy, w której pracowałam.
Właśnie spałam z moim szefem. Moim wilkołaczym szefem. Alfa wilkołak, który praktycznie rządził całym tym miastem.
"O mój Boże," wyszeptałam, czując, że zaraz zrobi mi się niedobrze.
W podzielonym społeczeństwie Moonshade Bay, ludzie i wilkołaki prowadzili w dużej mierze oddzielne życie - rzeczywistość, która istniała od Objawienia sto lat temu. Ten przełomowy moment, kiedy wilkołaki na całym świecie ujawniły się ludzkości, zmienił wszystko. Uczyłam się o tym w szkole - jak po wiekach ukrywania się, przywódcy wilkołaków postanowili wyjść z cienia, demonstrując swoją przewagę siłową i zdolności.
Powstały chaos ostatecznie ustąpił miejsca naszym obecnym układom: ludzie mogli pracować dla firm wilkołaków, ale zawsze na podrzędnych stanowiskach. Wilkołaki kontrolowały całą władzę, całe bogactwo, wszystkie najlepsze nieruchomości w mieście. A Alfy - byli praktycznie królewską rodziną.
Rodzina Rayne była kluczowa w ustaleniu specyficznego porządku społecznego Moonshade Bay. Byli jednymi z pierwszych, którzy dążyli do "pokojowego współistnienia" - co w praktyce oznaczało, że ludzie akceptowali swoje miejsce na dole hierarchii w zamian za "ochronę."
"Moja reputacja mnie wyprzedza," powiedział sucho. "A ty jesteś?"
"Elle West," powiedziałam automatycznie, po czym od razu pożałowałam, że podałam swoje prawdziwe imię. "Pracuję w twojej firmie."
Jaka ja jestem głupia!
Jego wyraz twarzy zmienił się subtelnie. "Ludzki pracownik."
Głośne pukanie do drzwi przerwało nam. Alfa Brad—nie mogłam uwierzyć, że tak o nim myślałam—poszedł otworzyć.
Do pokoju wszedł elegancko ubrany mężczyzna, trzymając skórzaną teczkę i butelkę bursztynowego płynu. Zatrzymał się, gdy zobaczył mnie skuloną przy ścianie, jego oczy lekko się rozszerzyły, zanim jego twarz wróciła do profesjonalnej neutralności.
"Czek i whisky, które pan zamówił, proszę pana," powiedział, wręczając oba przedmioty Brad.
"Dziękuję, Alex. To wszystko na teraz."
Alex skinął głową i wyszedł bez słowa, choć zauważyłam, że rzucił mi ciekawskie spojrzenie, zanim drzwi się zamknęły.
Brad odkręcił whisky, nalewając hojną ilość do szklanki. Nie zaproponował mi żadnej. Otworzył teczkę, szybko coś napisał, a potem wyrwał czek.
"Proszę," powiedział, podchodząc i podając mi czek. "To powinno odpowiednio zrekompensować wszelkie... niedogodności."
Patrzyłam na czek, a ogromna kwota sprawiła, że poczułam się jeszcze gorzej. "Myślisz, że możesz mnie przekupić? Jakbym była jakąś prostytutką?"
"To nie jest zapłata za usługi," odpowiedział chłodno. "To ubezpieczenie na twoje milczenie. Czy rozumiesz, co by się stało, gdyby ludzie dowiedzieli się, że Alfa wilkołak spał z ludzkim pracownikiem podczas Festiwalu Pełni Księżyca? Skandal byłby niszczący dla nas obojga, ale zwłaszcza dla ciebie."
Ukryta groźba była oczywista. W hierarchii społecznej Moonshade Bay, człowiek oskarżający Alfę o cokolwiek spotkałby się z podejrzeniami i represjami, nie wilkołak.
"Nie chcę twoich pieniędzy," powiedziałam, głosem silniejszym, niż się spodziewałam. "Chcę tylko zapomnieć, że to się kiedykolwiek wydarzyło."
"Więc jesteśmy zgodni," powiedział, rzucając czek na łóżko mimo wszystko. "Weź go albo nie. Ale pamiętaj—milczenie przynosi korzyści nam obojgu."
Zebrałam porozrzucane ubrania, desperacko chcąc uciec z tego pokoju i od tego człowieka. "Nie martw się," powiedziałam gorzko. "Nie zamierzam nikomu mówić o najgorszej nocy mojego życia."
Ubierając się pośpiesznie w łazience, patrzyłam na swoje odbicie—bladą, przerażoną ludzką dziewczynę, która właśnie popełniła największy błąd swojego życia. W warstwowym społeczeństwie Moonshade Bay ludzie i wilkołaki nie mieszali się intymnie. Było to technicznie legalne, ale społecznie tabu. Wilkołaki traktowały ludzi jako gorszych, przydatnych do pracy, ale nie jako równych, na pewno nie jako partnerów.
A ja właśnie spałam z najpotężniejszym wilkołakiem w mieście. Przez przypadek.
Gdy wyszłam, Alfa Brad stał przy oknie, trzymając whisky w dłoni, patrząc na pełnię księżyca. Nie odwrócił się, gdy zbliżyłam się do drzwi.
"Panno West," powiedział, gdy tylko dotknęłam klamki. "Ta noc nigdy się nie wydarzyła. Dla dobra nas obojga."
Wyszłam bez odpowiedzi, niepodpisany czek wciąż leżał na łóżku za mną.
W windzie oparłam się o ścianę, walcząc z nową falą łez. Jason odszedł, leciał do swojej nowej pracy. Nasza wyjątkowa noc—mój pierwszy raz—została nam skradziona na zawsze. I nie miałam pojęcia, jak stawić czoła pracy w poniedziałek.
Mój telefon zadzwonił, wyrywając mnie z myśli. Matka Jasona. Drżącymi palcami odebrałam: "Pani Miller..."
