Dziewczyna na górze część druga - POV Kendrica
Mija kilka minut, a ja waham się między pójściem tam, żeby zobaczyć to na własne oczy, a skręceniem im wszystkim karków i zabiciem ich. Ale wtedy słyszę kroki i Valeria wkrótce się pojawia. Wchodzi do salonu, zanim się zorientuję, zbierając koszyk z rogu przy drzwiach i zakładając aksamitny granatowy płaszcz.
Millie stoi z uśmiechem przyklejonym do twarzy. „O, jesteś tutaj, moja droga pomocnico. Już dziś sporo pracowałaś, ale mam dla ciebie jeszcze jedno specjalne zadanie i hojnie ci za nie zapłacę.”
Oczy Valerii rozszerzają się ze zdziwienia, gdy chwyta za kołnierz płaszcza i wiąże go. „Tak, proszę pani.”
Millie wybucha śmiechem, machając ręką w powietrzu, a potem spogląda na Waylena, a następnie na mnie.
Na twarzy Valerii maluje się zrozumienie. Wygląda na to, że miałem rację. To nie jest sposób, w jaki zazwyczaj ją traktują.
„O, ty głupiutka dziewczyno. Nie musisz nazywać mnie proszę pani. Wiesz, że nie musisz robić niczego innego, poza nazywaniem mnie Millie i pomaganiem w domu.”
Twarz Valerii mówi wszystko. Wydaje się, że każda cząstka jej ciała mówi jej, żeby uciekała, ale jest zamrożona na miejscu.
Valeria spuszcza wzrok na podłogę i unika jej spojrzenia. „Dziękuję, ale chciałabym nadal nazywać panią proszę pani z szacunku dla pani i pani rodziny.”
„O, taka słodka dziewczyna. Więc przysługa, o którą chciałabym cię poprosić, to pójście z Kendricem na rynek i pokazanie mu okolicy. Gdy będziecie na zewnątrz, czy mogłabyś zabrać moją listę zakupów? Doceniam wszystko, co robisz, aby pomóc naszej rodzinie,” mówi Millie słodko.
Patrzę, jak Millie wręcza jej listę, a potem wkłada dwa palce pod jej brodę, zmuszając ją do spojrzenia w oczy.
„Dziękuję, kochanie. Masz tak piękną twarz i nie powinnaś jej ukrywać.”
Podchodzę bliżej, przechodząc przez pokój dwoma dużymi krokami. „To idziemy?”
„Tak, idziemy,” mówi szeptem, choć wydaje się ciekawa, dlaczego idę z nią.
Kiedy idziemy w stronę drzwi wejściowych, drży jak liść obok mnie. Zakładam, że myślała, że to jakiś podstęp, i sam myślę to samo.
Ale wtedy to się dzieje. Millie wyciąga rękę i chwyta Valerię za ramię.
„Wyjdź na zewnątrz, Kendric. Zapomniałam jej coś dać, więc zaraz wyjdzie.”
Wychodzę na ganek, wiedząc, że usłyszę każde słowo, więc nie mogą naprawdę niczego ukryć, będąc tak blisko.
„Słuchaj, muszę grać miłą. W przeciwieństwie do reszty alf, oni się przejmują, więc rób, co mówię, i nie mów ani słowa. Czy to jasne?” pyta Millie, starając się mówić jak najciszej.
„Tak, proszę pani,” szepcze Valeria.
„Dobra dziewczyna. Teraz idź, zanim zacznie coś podejrzewać. Jeśli zapyta, dodaj, że dodałam cytryny do listy. Do zobaczenia wkrótce, kochanie.”
Patrzę w samą porę, by zobaczyć, jak Valeria wychodzi na zewnątrz. Sięga jedną ręką do tyłu i narzuca granatowy kaptur na głowę, zanim schodzi po schodach.
„Bawcie się dobrze, wy dwoje! Nie trzymajcie mojej dziewczyny zbyt długo,” mówi Millie, gdy odchodzimy.
Valeria unosi rękę w małym geście powitania, zanim wślizguje się do środka, a drzwi zamykają się za nią cichym stuknięciem.
Odwracam się z powrotem w stronę ścieżki, moje kroki wpadają w rytm z jej, gdy przemieszczamy się przez cichą drogę. Powietrze jest gęste od niewypowiedzianych myśli, ale milczę, rozmyślając o tym, jak wszystko właśnie się potoczyło.
„No cóż, to było interesujące. Czy ona zawsze jest taka sztuczna?”
Oddech Valerii zatrzymuje się w gardle. „O czym ty mówisz?”
„Wiesz, o czym mówię,” mówię, gdy oddalamy się od domu. „Jesteś niewolnicą w tym domu, prawda?”
„Co?” Valeria pyta, odwracając głowę, by spojrzeć na mnie. Spoglądam na nią, zachowując kamienną twarz. „Przepraszam.”
Ona opuszcza wzrok na ziemię.
„Za co przepraszasz?”
„To nic,” szepcze.
Mam tego dość, więc wyciągam rękę i zatrzymuję ją, zanim pójdzie dalej, wsuwając jeden palec pod jej podbródek. Przechylam jej głowę do tyłu, aż musi na mnie spojrzeć. „Dlaczego tak opuszczasz głowę? Wiem, że niektórzy pracują dla innych, ale to zachowanie nie jest normalne. Co oni ci robią?”
Jej błękitne oczy spotykają się z moimi, gdy jej gardło się porusza. „Moja pewność siebie nie jest najlepsza.”
Coś w sposobie, w jaki się teraz trzyma, mówi mi, że pod powierzchnią jest więcej. Po prostu jeszcze mi nie ufa. Jestem w oszołomieniu, zanim próbuje się ode mnie odsunąć.
„Hej, przestań. Coś się dzieje, prawda? Widzę to po twojej twarzy. Nie wspominając o tym, że słyszałem każdą rozmowę w domu.”
„Nic się nie dzieje, dobrze? Idźmy dalej.”
Nie odpuszczę, więc blokuję jej drogę. „Co się stało? Nie możesz mnie tak okłamywać.”
Ona unika mnie i idzie dalej. Prawie docieramy do linii drzew, gdzie jest targ, gdy sięgam po nią i chwytam jej ramię ponownie. Drugą ręką wyciągam palec, przesuwając go wzdłuż jej gardła, gdzie jest blizna. „Kłam dalej, bo jeśli to jest to, co myślę, spalę tę watahę na popiół.”
„To nie jest to, co myślisz,” szepcze, a ja już czuję kłamstwo w powietrzu.
Skupiam wzrok na niej. „Ach tak? To twoja odpowiedź?”
„Jeśli chcesz mnie chronić i uchronić przed dalszymi krzywdami, tak musi być.”
„Nie, nie akceptuję tej odpowiedzi. Nie rozumiesz, kim jestem i co mogę zrobić,” mówię ze śmiechem. „Powiedz mi, dlaczego z nimi mieszkasz.”
Dreszcz przechodzi po jej kręgosłupie, a ona się poddaje. „Moi rodzice zmarli, gdy byłam dzieckiem. Byłam przenoszona z domu do domu, aż do dwunastego roku życia, kiedy zamieszkałam z alfą i jego rodziną. Czasami żałuję, że mnie w ogóle przyjął. Wziął mnie tylko po to, żeby jego rodzina dobrze wyglądała, a teraz za to płacę. Jesteś zadowolony?” Warknie, a jej ton jest ostry.
Nie odpowiadam, bo jestem zbyt zajęty uświadamianiem sobie, że nie jest tak złamana, jak chcieliby, żeby była. Jej ramię wyślizguje się z mojego uścisku z łatwością, gdy słyszę jej słowa.
Idzie dalej, a ja wpadam w krok kilka stóp za nią.
