Rozdział 2
Evelyn
Właśnie kiedy myślałam, że ta moc całkowicie mnie pochłonie, wilk we mnie znów zamilkł.
"Co się, do cholery, stało?" wyszeptałam, bardziej do siebie niż do niego.
Mężczyzna nie odpowiedział, jego oddech był płytki. Srebro już zaczęło działać w jego systemie - widziałam czarne żyły rozchodzące się od ran wlotowych. Żaden ludzki szpital nie mógłby tego wyleczyć.
Spojrzałam na pełnię księżyca, a potem z powrotem na umierającego wilkołaka. Każdy instynkt mówił mi, żeby go zostawić - zwłaszcza tej nocy. Ale coś trzymało mnie na miejscu. Może to dziwność tego, co właśnie się wydarzyło, albo jakiś głupi zmysł odpowiedzialności.
"Cholera," wymamrotałam, podejmując decyzję. "Lepiej, żebyś był tego wart."
Spojrzałam na dwóch napastników, których zostawiłam nieprzytomnych na chodniku, upewniając się, że są nieprzytomni. Następnie, kopiąc na bok ich upuszczone srebrne pistolety, przeciągnęłam go do mojego motocykla.
Jego martwy ciężar prawie nas przewrócił kilka razy. Jego nieprzytomne ciało opadło na moje plecy, gdy uruchomiłam silnik, jedną ręką obejmując jego talię, aby nie spadł.
"Laboratorium medyczne Uniwersytetu w Portland," zdecydowałam. Jako studentka medycyny spędziłam tam niezliczone noce, prowadząc własne badania, desperacko próbując zrozumieć, dlaczego mój wilk został stłumiony. To było jedyne miejsce, gdzie miałam dostęp do potrzebnego sprzętu i zasobów.
Każdy wybój na drodze sprawiał, że jęczał. Kampus był cichy, gdy użyłam swojej karty, aby dostać się do wejścia serwisowego budynku badawczego, a potem półciągnęłam, półciągnęłam go przez puste korytarze do laboratorium.
Wewnątrz zamknęłam drzwi i włączyłam minimalne oświetlenie. Przy dalekiej ścianie znajdował się mój tajny składzik z badaniami medycznymi dotyczącymi wilkołaków - dzienniki, próbki i specjalnie stworzone narzędzia do leczenia ran srebrnych. Bycie wyrzutkiem miało swoje zalety - nikt nie kwestionował moich dziwnych godzin pracy ani zainteresowań badawczych.
Wrzuciłam go na stół do badań, rozrywając jego przesiąkniętą krwią koszulę, aby odsłonić trzy rany postrzałowe. Ciało wokół każdego punktu wejścia było zaciemnione, martwe żyły rozchodziły się na zewnątrz jak pajęczyny. Zatrucie srebrem, zaawansowany etap. Miał może godzinę, zanim dotrze do jego serca.
Gdy tylko przygotowałam swoje narzędzia, jego oczy otworzyły się szeroko. Zanim się zorientowałam, jego ręka była wokół mojej szyi, ściskając mocno. Ten facet nie był jak jakiś zraniony wilk.
"Kim jesteś?" warknął, jego oczy błyszczały elektrycznym błękitem. "Dlaczego mnie tu przyniosłaś?"
Pomimo nacisku na moją tchawicę, zachowałam chłodny wyraz twarzy. "Nie interesuje cię umieranie? To puść. Srebrne kule cię zabijają, a ja jestem jedyną osobą, która może je usunąć."
Jego uścisk się zacieśnił. "Dlaczego miałbym ci ufać, wilkowi, który ledwo ma zapach?"
Obelga zabolała, a do mnie dotarło, że mój wilk znów zamilkł, tak jak zawsze przez ostatnie trzy lata. Ale nie dałam tego po sobie poznać. "Gdybym chciała, żebyś umarł, zostawiłabym cię na tej drodze. Teraz puść, żebym mogła uratować ci życie, albo nie - twój wybór."
„Myślisz, że nie czuję twojej zdrady?” Jego głos był chrapliwy od bólu, ale uścisk pozostał mocny. „Co ukrywasz?”
„W tej chwili? Moje zirytowanie.” Spojrzałam mu prosto w oczy, nie mrugając. „Krwawisz po całym moim laboratorium, a nie chciałabym tłumaczyć się ochronie kampusu z martwego wilkołaka rano.”
Coś w moim tonie musiało go przekonać. Puścił moją szyję i upadł z jękiem na stół.
„To będzie bolało,” ostrzegłam, sięgając po specjalistyczne kleszcze. „Bardzo.”
Przez następną godzinę pracowałam w skupionej ciszy, przypominając sobie, jak obserwowałam medyczną pracę mojej babci jako dziecko—kiedy jeszcze byłam częścią Stada Moonheal, ucząc się wszystkiego u jej boku.
Ostrożnie wyciągnęłam trzy głęboko osadzone srebrne kule. Mężczyzna nie wydał ani dźwięku, choć pot perlił się na jego czole, a szczęki miał zaciśnięte tak mocno, że mogłyby pęknąć zęby. Musiałam podziwiać jego opanowanie—większość wilkołaków wyłaby z bólu.
Srebro wniknęło głęboko w tkankę mięśniową, niebezpiecznie blisko ważnych organów. Moje ręce poruszały się z wprawną precyzją, oddzielając zatrutą tkankę od zdrowej, wyciągając każdy śmiertelny fragment.
„Ostatnia,” mruknęłam, sięgając głębiej po trzecią kulę, która utkwiła niebezpiecznie blisko jego serca. Kiedy w końcu ją wyciągnęłam, zemdlał z bólu.
Oczyściłam i opatrzyłam jego rany, a potem sprawdziłam jego parametry życiowe. Puls był teraz silniejszy, czarne żyły zaczynały już zanikać. Przeżyje, choć będzie osłabiony przez kilka dni.
Gdy był nieprzytomny, postanowiłam znaleźć jego telefon i zadzwonić do kogoś, kto go odbierze. Przeszukując kieszenie kurtki, znalazłam drogi smartfon i przewinęłam do ostatnich połączeń.
Wybrałam najczęstszy numer. Mężczyzna odpowiedział natychmiast.
„Szefie, gdzie jesteś? Szukamy cię od godzin!”
„Twój szef został postrzelony w Portland,” powiedziałam spokojnie. „Jest teraz stabilny, ale nieprzytomny. Znajduje się w laboratorium badawczym Uniwersytetu Portland.”
„Co? Kim jesteś?” zapytał głos.
Rozłączyłam się bez odpowiedzi i kontynuowałam przeszukiwanie jego kieszeni. Wkładając telefon z powrotem, wypadł portfel, a z nim wizytówka z wytłoczonym złotym napisem:
DEVON HALL
CEO, HALL ENTERPRISES
ALFA, STADO BLOODFANG
Zamarłam, wizytówka nagle stała się ciężka w moich palcach. Devon Hall, syn Króla Alfy, który rządził wszystkimi zachodnimi stadami.
Wspomnienie mojego wygnania uderzyło mnie jak fizyczny cios—stojąc przed Radą Stada, oskarżenia mojej siostry Kate, że straciłam kontrolę i zaatakowałam człowieka, zimne oczy mojej matki, gdy mnie wydziedziczyła, i Devon Hall, patrzący beznamiętnie, gdy odbierali mi ochronę Stada i prawa do terytorium.
Patrzyłam na jego nieprzytomną postać, a gniew i gorycz rosły jak żółć w moim gardle. Ze wszystkich wilkołaków, których mogłam uratować tej nocy, musiał to być on.
W oddali usłyszałam nadjeżdżające samochody. Jego ludzie nadciągali. Szybko zebrałam swoje badania i narzędzia, usuwając wszelkie ślady materiałów związanych z wilkołakami.
Przed wyjściem spojrzałam na niego ostatni raz.
Dlaczego to właśnie on obudził we mnie wilka?
