Rozdział 6

Evelyn

Przeszłam przez frontowe drzwi rezydencji rodziny Gray, już żałując decyzji o powrocie. Dom wydawał się zimniejszy niż zapamiętałam, mniej jak dom, a bardziej jak dobrze udekorowane więzienie.

Victoria i Kate czekały w salonie, wyraźnie szykując się do zasadzki. Na twarzy Victorii malowało się to znajome wyraz wiecznego rozczarowania.

"Wracasz o tej porze? Co robiłaś na zewnątrz?" - zażądała Victoria, nie fatygując się nawet na powitanie.

Kate uśmiechnęła się słodko, udając troskę. "Siostro, to niebezpieczne być na zewnątrz tak późno. Znasz zasady rodziny..."

Spojrzałam na idealnie złożoną twarz Kate i nie mogłam powstrzymać się od drwiącego uśmiechu. "Kate, twoje umiejętności aktorskie stają się coraz lepsze. Hollywood traci okazję."

Nie czekając na dalsze kazanie, ruszyłam na górę, ale nie przed usłyszeniem, jak Victoria narzeka w salonie: "Patrz na nią! Robi z rodziny Gray pośmiewisko w całej społeczności wilkołaków!"

Głos Kate był ostrzejszy, celowo na tyle głośny, bym mogła usłyszeć. "Prawie spowodowała katastrofę ostatnim razem... wiesz, to zdarzenie..."

Ścisnęłam mocniej poręcz schodów, nie pozwalając, by ich słowa na mnie wpłynęły.

Gdy głód wreszcie zmusił mnie do zejścia na dół, znalazłam kuchnię nieskazitelnie czystą - zbyt czystą. Nie było ani jednego talerza z jedzeniem dla mnie. Lodówka stała pusta, nawet resztek nie zostawili.

Victoria opierała się o framugę drzwi, patrząc chłodno. "Już jedliśmy. Wracając o tej porze, musisz sobie sama poradzić."

Kate przeszła obok, udając współczucie. "Chcesz, żebym coś ci ugotowała?" Jej oczy zdradzały drwinę.

"Nie trzeba," odpowiedziałam spokojnie, choć poczułam ukłucie bólu. "Jestem przyzwyczajona do radzenia sobie sama."

Złapałam jabłko z misy z owocami - jedyne jedzenie, którego nie mogli ukryć - i ugryzłam je z zamierzoną obojętnością. Nie dam im satysfakcji zobaczenia mnie zdesperowanej.

Wróciwszy do swojego pokoju, otworzyłam mój spersonalizowany laptop - na pozór zwykłą maszynę, ale z wielowarstwowym systemem szyfrowania, który sama opracowałam.

Ustawiając kilka protokołów bezpieczeństwa, weszłam do cyfrowego świata, gdzie byłam znana jako Aurora. Otrzymałam alert od Aidena o potencjalnym ataku na systemy Hall Corporation. W ciągu kilku minut od infiltracji ich sieci potwierdziłam swoje podejrzenia - organizacja antywilkołacza próbowała ukraść dane z nowego projektu medycznego Hall.

"Typowe," mruknęłam, moje palce tańczyły po klawiaturze. "Nienawiść niektórych ludzi nigdy się nie kończy."

Działając z chirurgiczną precyzją, przechwyciłam atak i zablokowałam dane wroga. Ci antywilkołaczy fanatycy nie mieli pojęcia, z kim mają do czynienia - Aurora nigdy nie zawodzi. Wysłałam informacje do Aidena i właśnie miałam wymazać swoje cyfrowe ślady, gdy nagle drzwi mojego pokoju otworzyły się z hukiem.

Zatrzasnęłam laptop, serce biło mi mocno, ale nie zdążyłam przed zobaczeniem powiadomienia o próbie śledzenia na ekranie.

Kate stała w drzwiach, nie fatygując się zapukać. "Co robisz, że to takie tajemnicze?" Jej oczy zwęziły się podejrzliwie.

"Słyszałaś kiedyś o pukaniu?" warknęłam, wsuwając laptop pod poduszkę. "Czego chcesz?"

Kate weszła do mojego pokoju bez zaproszenia, rozglądając się z oceniającym wzrokiem. "Matka przysłała mnie, żeby powiedzieć ci, że musisz uczestniczyć w jutrzejszym spotkaniu rodzinnym. Choć nie widzę powodu, dla którego powinnaś być włączona w decyzje rodzinne, skoro nie było cię przez trzy lata."

Kiedy w końcu wyszła, ponownie otworzyłam laptop i zobaczyłam to, czego się obawiałam - ktoś z Hall Corporation próbował namierzyć sygnał Aurory.

"Cholera," szepnęłam, moje palce szybko poruszały się po klawiaturze, wzmacniając moje cyfrowe osłony i wymazując wszelkie dowody mojej działalności.

Byłem nieostrożny. Działanie jako Aurora z rezydencji rodziny Gray było zbyt ryzykowne. Gdyby ktoś odkrył moją tożsamość hakera, kiedy tu mieszkałem, naraziłoby to nie tylko mnie, ale także dziadka na niebezpieczeństwo.

Podjąłem szybką decyzję. Aby odzyskać to, co mi się należało w tej rodzinie, musiałem działać z bezpiecznego miejsca, gdzie nikt nie mógłby monitorować moich działań ani odkryć mojej tajnej tożsamości.

Szybko spakowałem walizkę, wpychając do niej niezbędne rzeczy i sprzęt hakerski. Potrzebowałem miejsca, gdzie mógłbym pracować bez obaw o odkrycie, gdzie mógłbym planować swoje kolejne kroki bez ciągłej inwigilacji.

Gdy schodziłem na dół, Victoria zablokowała drzwi. "Dokąd myślisz, że idziesz?"

"Potrzebuję własnej przestrzeni," odpowiedziałem spokojnie. "Nie martw się, nie porzucam swojego roszczenia do tego, co mi się należy."

Kate uśmiechnęła się złośliwie z kąta. "Wreszcie odchodzisz."

Rzuciłem jej lodowate spojrzenie, zanim wyszedłem.

Devon

"Pan Hall!" Szef ochrony Mark wpadł do mojego biura, na twarzy malował się paniczny wyraz. "Nasze systemy centralne są pod masywnym atakiem!"

Odłożyłem dokumenty i szybkim krokiem poszedłem za nim do centrum bezpieczeństwa. Na dużym ekranie szybko migały strumienie danych, pokazując, że upadek systemu osiągnął już 85%.

"Zapora została przełamana na trzech poziomach. Za kilka minut nasze dane centralne będą narażone!" powiedział Mark desperacko.

Zachowałem spokój. "Aktywuj wszystkie zapasowe systemy obronne. Powiadom zespół ochrony."

Mark pokręcił głową. "Nie ma czasu. Atakujący mają co najmniej tuzin najlepszych hakerów działających jednocześnie. Nasz zespół sobie nie poradzi!"

Te dane zawierały nasze najważniejsze badania — technologię medyczną, która mogłaby zapobiec szkodliwemu działaniu srebra na wilkołaki. Gdyby wpadły w ręce organizacji anty-wilkołaczych, konsekwencje byłyby niewyobrażalne.

Gdy system miał się zawalić, wszystkie ekrany nagle zamigotały, a na głównym wyświetlaczu pojawił się wzór zorzy.

"To Aurora!" Mark krzyknął z zaskoczeniem. "Kluczowy członek Moonlight! Haker, z którym się skontaktowałeś, naprawdę przyszedł!"

Wszystkie strumienie danych nagle zmieniły kierunek. Ataki intruzów były odpierane jeden po drugim. Zapora systemu odbudowywała się w zdumiewającym tempie, a nasze dane centralne były idealnie chronione.

"To... to niemożliwe," powiedział Mark z niedowierzaniem. "Aurora samotnie pokonała cały zespół hakerów. To jak oglądanie żywej legendy!"

Wpatrywałem się w migoczący symbol zorzy na ekranie, czując narastającą ciekawość. Kim był ten legendarny haker?

"Chcę poznać prawdziwą tożsamość i lokalizację Aurory," rozkazałem. "Śledź sygnał do końca."

Mark szybko zameldował: "Możemy śledzić tylko do ogólnego obszaru... Aurora jest tutaj, w Seattle!"

Moje oczy się wyostrzyły. "Skontaktuj się z Moonlight. Chcę osobiście spotkać Aurorę. To dotyczy bezpieczeństwa całej naszej społeczności wilkołaków."

Po spotkaniu, starszy Richard został, aby porozmawiać ze mną prywatnie.

"Devon," powiedział bez ogródek, "masz teraz 35 lat. Jako Alfa stada wilków w Seattle potrzebujesz partnerki."

Zachowałem spokój. "Mam teraz ważniejsze sprawy do załatwienia."

Richard zmarszczył brwi. "Alfa bez partnerki jest niestabilny. Rada już zaczęła rozważać innych kandydatów na twoje miejsce."

W moich oczach pojawił się ostry błysk. "Każdy, kto kwestionuje moje stanowisko, powinien być gotowy zapłacić za to cenę."

Richard westchnął i wyszedł, kręcąc głową. Odwróciłem się, by spojrzeć na nocny krajobraz Seattle. Z jakiegoś powodu, moje myśli nie były pełne wilkołaczych kobiet, które mnie ścigały, ale tej tajemniczej białej wilczycy — Evelyn Gray.

Te srebrnoszare oczy, ta rzadka biała krew wilka i jej wyjątkowe umiejętności medyczne... dlaczego nie mogłem jej wyrzucić z myśli?

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział