Rozdział 2
"Jeśli nagle okaże się, że jesteś związana z wilkołakiem, cokolwiek robisz, nie panikuj. Po prostu zwróć się do Jen o pomoc i ona poda ci jakiś fajny skrót, żebyś mogła go nazywać... bo to jest przecież takie ważne." ~Sally
Gdy dotarli do drzwi Sally, Costin lekko ją popchnął do przodu. Otworzyła je i cofnęła się, aby go wpuścić, ale on został w korytarzu. Sally przez chwilę patrzyła, zanim zrozumiała.
"Musisz się zmienić i ubrać," powiedziała.
Costin skinął głową i zrobił krok do przodu. Prawą łapą stuknął w podłogę tuż przed jej pokojem. Sally przechyliła głowę na bok, nie rozumiejąc. Obserwowała, jak zrobił to ponownie, po czym potrząsnął głową, jakby chciał powiedzieć nie.
"Aha." Sally rozpromieniła się, dumna z siebie, że rozszyfrowała jego język migowy. "Mówisz mi, żebym nie wychodziła z pokoju."
Costin ponownie skinął swoją dużą wilczą głową. Jego oczy zaczęły błyszczeć podczas wcześniejszej konfrontacji i nawet teraz migotały złowieszczym odcieniem zieleni.
Wewnętrzna Jen Sally została uruchomiona, gdy tylko wypowiedziała te słowa. Więc, naturalnie, zrobiła to, co jej wewnętrzna Jen kazała – zrobiła krok do przodu, stawiając jeden palec u nogi za drzwiami. Costin warknął, więc cofnęła się. Patrząc na niego zalotnie, wystawiła drugi palec za drzwi, a on ponownie warknął. W duchu ganiła się za drażnienie go i pozwalanie, by jej wewnętrzna Jen kontrolowała jej działania, ale już dawno odkryła, że czasami wewnętrzna Jen była po prostu bardziej zabawna.
Kiedy Sally po raz trzeci wystawiła stopę, zachichotała, gdy Costin na nią szczeknął. Mogła powiedzieć, że się bawił, po tym jak jego ogon merdał, a oczy się rozjaśniły. Wyglądało na to, że jej figlarność pomogła go uspokoić. To było dobre, ponieważ potrzebowała go spokojnego do rozmowy, którą chciała przeprowadzić.
"Wracasz?" Jej słowa były niepewne.
Costin skinął głową raz, po czym odwrócił się i pobiegł do swojego pokoju.
Sally zamknęła drzwi i stanęła z plecami opartymi o nie. Zamknęła oczy i wzięła powolne, głębokie oddechy, starając się naprawdę mocno wyrzucić z głowy obraz Costina rzucającego się przez pokój – z zaciśniętymi wargami, świecącymi oczami, opuszczonymi uszami i nastroszoną sierścią. Nie bała się go, nie dokładnie. Bała się intensywności, jaką on czuł do niej, a ona do niego. To jedno widzieć, jak twoje dwie najlepsze przyjaciółki spotykają swoje bratnie dusze i obserwować, jak pasja między nimi płynie jak woda, a co innego samemu tego doświadczyć.
Wzięła ostatni głęboki oddech i skierowała się do szafy, aby przebrać się z sukienki. Założyła czerwoną, dopasowaną koszulkę z długim rękawem i czarne, niskie spodnie do jogi. Chciała czuć się komfortowo, przynajmniej fizycznie, bo wiedziała, że gdy tylko Costin wróci, emocjonalny komfort wyleci przez drzwi, gdy je zamknie za sobą.
Sally wychodziła z szafy, gdy usłyszała pukanie.
"Ile czasu myślisz, że zajmie Decebelowi uporanie się z tym niesfornym wilkiem, który dotknął Sally?" zapytała Jen Jacque, siedząc swobodnie w prawie pustym pokoju spotkań.
Po tym, jak Sally i Costin wyszli, zarówno Vasile, jak i Decebel zgodzili się, że czas zakończyć wieczór. Jen i Jacque pomagały sprzątać, ale gdy Jen niosła puste kubki do kosza, Decebel powiedział jej, żeby usiadła na swoim uroczym tyłku i się nie ruszała. Więc przeciągnęła Jacque ze sobą do stołu i usiadły.
"Nie wiem, pewnie niedługo. Dlaczego pytasz?"
Jen wzruszyła ramionami. "Och, tak bez powodu."
Jacque powoli odwróciła głowę w stronę Jen. "Co kombinujesz?"
"Po prostu próbuję obliczyć, ile czasu zajęłoby mi rozebranie się, przemiana i schowanie w lesie." Jen pochyliła się bliżej Jacque, szepcząc te słowa.
"Blokujesz swoje myśli przed nim?" Jacque szepnęła z powrotem.
Jen skinęła głową. "Daję mu wrażenie, że się dąsam i dlatego blokuję myśli."
"Naprawdę wierzysz, że nie myśli, że planujesz jakąś ucieczkę?" Jacque spojrzała w stronę, gdzie Decebel, Vasile, Fane, Gavril i Sorin zgromadzili się wokół młodego wilka, który z uporem kręcił głową. Jacque skupiła się na swoich nowo odkrytych wilczych zdolnościach i użyła nadwrażliwego słuchu.
"Nie wiem, dlaczego ją dotknąłem. Szczerze nie chciałem wyzwać Costina. Nawet nie wiedziałem, że jest związana!" Jacque usłyszała, jak chłopak mówi do nich.
"Nie jest jeszcze związana," wyjaśnił Decebel. "Dlatego Costin zareagował tak gwałtownie. Możesz go wyzwać o nią. Pozwól mi zdecydowanie odradzić ten pomysł." Głos Decebela był szorstki, ale nie surowy.
"Alfa," młody wilk spojrzał na Decebela, "naprawdę nie wiem, dlaczego ją dotknąłem. Przechodziłem obok, spojrzałem na nią i nagle ją dotykałem."
Jacque obserwowała, jak Decebel zwrócił się do Vasile i Gavrila, "Myślicie, że to ma coś wspólnego z tym, że jest uzdrowicielką? Czy wilki są przyciągane do uzdrowicieli? A jeśli tak, to czy fakt, że ona i jej partner mają znaki partnerstwa, ale nie są związani, może sprawić, że stanie się celem?"
"Jak to miałoby uczynić ją celem?" Jacque usłyszała pytanie Sorina. Uśmiechnęła się do siebie i mentalnie podziękowała mu za wyjęcie jej słów z ust.
Decebel odpowiedział, "Dopóki Sally nie jest związana z Costinem, można go o nią wyzwać. Jeśli w mojej watahy jest jakiekolwiek niezgoda, której nie wyeliminowałem, mogą użyć Sally jako sposobu na próbę zabicia jednego z naszych dominujących, nie wspominając o zabraniu jednego z naszych uzdrowicieli. Niezwiązani partnerzy to katastrofa. Samce są nieprzewidywalne i gwałtowne."
"Mają znaki partnerstwa, dlaczego nie związać ich jak najszybciej?" zaproponował Gavril.
"Rozmawiałeś z Costinem o jego miejscu w twojej watahy?" zapytał Decebela Vasile.
"Tak." Decebel skinął głową.
Jacque zainteresowała się tą informacją. To była dla niej nowość.
"Wilkołaku, trzymasz coś przed mną?" przesłała myśl do Fane przez ich więź.
Fane tak przyzwyczaił się do obecności Jacque w swoich myślach, że nigdy nie dawał żadnych zewnętrznych oznak, że z nią rozmawia.
"Dopiero dzisiaj się dowiedziałem i nasz Alfa nakazał, żeby zachować to w tajemnicy przed wszystkimi poza tymi, których tu widzisz."
"To beznadziejne," jęknęła Jacque i odwróciła się, żeby wypełnić Jen. Próbowała zasłonić usta ręką, zanim "cholera," wymknęła się, ale jej ramię nie było wystarczająco szybkie. Obróciła głowę na czas, by zobaczyć, jak oczy Decebela błysnęły na dźwięk jej głosu. Spojrzał na nią, a potem na puste miejsce obok niej i dreszcze przebiegły po jej skórze, gdy oczy Decebela zaczęły świecić, a na jego twarzy pojawił się bardzo złowieszczy uśmiech.
Jacque zadrżała. Znała ten wyraz twarzy. To był wyraz wilka, który szykuje się do polowania.
"Myślisz, że powinnaś zatrzymać Decebela i dać Jen trochę więcej czasu na ucieczkę?" zapytała Fane.
Tym razem zobaczyła, jak wyraźnie potrząsa głową, odpowiadając: "Kiedy wy, kobiety, zrozumiecie, że nie wchodzicie między samca a jego partnerkę? Zwłaszcza Alfę."
"Boisz się?" zakpiła Jacque.
Fane powoli odwrócił się i spojrzał na nią z drugiego końca pokoju. Jacque mogła dostrzec niebieski blask w jego oczach.
"Co jest z tymi świecącymi oczami tej nocy?"
"Wiesz, dlaczego nasze oczy świecą," odpowiedział Fane. "Rzuciłaś mi wyzwanie, kochanie. Dlatego moje oczy świecą."
"Rzuciłam ci wyzwanie? Kiedy?" głos Jacque zaskrzypiał.
"Teraz muszę ci udowodnić, że nie boję się serbskiego Alfy."
Krzesło Jacque z hukiem upadło na podłogę, gdy nagle wstała.
"Żartowałam tylko, Fane. Wiem, że się go nie boisz. Nie rób nic głupiego."
Obserwowała, jak Fane przechylił głowę na bok, ruch, który widziała u niego w formie wilka.
"Teraz myślisz, że byłoby głupie z mojej strony próbować udowodnić, że się go nie boję, bo co? Bo uważasz, że nie dałbym sobie z nim rady?" głos Fane był pełen oskarżeń.
Jacque tupnęła nogą, czego nienawidziła robić, ale Fane jakoś regularnie wywoływał u niej tę reakcję. "Fane, przestań. Wiem, że jesteś odważny i możesz stawić czoła każdemu wilkowi, który cię wyzwie. Wiem, że możesz pokonać swojego wroga z jedną łapą związaną za plecami. Już wiele razy to udowodniłeś." Błagała go, a przez ich więź pozwoliła mu poczuć prawdę w swoich słowach.
Jacque widziała, jak surowa twarz Fane'a zamienia się w promienny uśmiech.
"Jedna łapa związana za plecami?" zapytał z niedowierzaniem. "Nie wiem, czy mam być pochlebiony, że uważasz mnie za tak zdolnego, czy śmiać się z wyobrażeń, jakie wywołują twoje słowa. W każdym razie, myślę, że skończyli tutaj. Gotowa iść spać?"
Jacque patrzyła, jak jej partner zbliża się do niej. Jej szczęka opadła z zaskoczenia jego figlarnością.
Kiedy podszedł bliżej, skrzyżowała ramiona na piersi i zmrużyła oczy.
"Zabawiłeś się mną, prawda? Nigdy nie zamierzałeś wyzwać Decebela," oskarżyła.
Fane zaśmiał się. "Może jestem łap-tycznie niesamowity, kochanie, ale on właśnie został Alfą stada i ma partnerkę. Nie jestem głupi."
Jacque westchnęła.
Fane wziął ją za rękę i zaczął prowadzić z pokoju. Zatrzymali się nagle, gdy usłyszeli niski warkot, a potem głośne wycie. Decebel przemienił się tuż tam, w sali zgromadzeń. Jacque spojrzała przez ramię na ogromnego szarego wilka z czterema białymi łapami. Poczuła, jak coś ją ciągnie, gdy jej wilk odpowiedział na Alfę. Gdy wycie ucichło, głowa Decebela gwałtownie opadła i jego wzrok spoczął dokładnie tam, gdzie stali Fane i Jacque. Decebel zaczął szybko się do nich zbliżać. Fane szybko odciągnął Jacque na bok, gdy Decebel ich mijał. Usłyszeli kolejny warkot, gdy Decebel otworzył drzwi rezydencji i wybiegł w noc.
"Musi być wykończony, będąc partnerem Jen." Jacque zaśmiała się.
"Decebel był jak kamień, zanim pojawiła się Jen. W jego oczach nie było życia. Ona przywróciła mu to. Wszystko w niej jest dokładnie tym, czego potrzebuje. Tak jak wszystko, czym jesteś, jest dokładnie tym, czego ja potrzebuję."
Jacque zatrzymała się i przyciągnęła głowę Fane'a, aby go namiętnie pocałować.
Kiedy się odsunęła, spojrzała mu głęboko w oczy. "Nie wiem, jak to robisz, wilkołaku, ale zawsze mówisz to, co potrzebuję usłyszeć."
Fane mrugnął i pociągnął ją, aby ruszyła dalej. "Mam książkę."
Jacque zaśmiała się. "Oczywiście," powiedziała, przewracając oczami.
Sally odsunęła się i Costin wszedł do jej pokoju. Jej nerwowość była oczywista, ale nie wyczuwał w niej strachu przed nim. Nerwy mógł znieść; nie sądził, że poradziłby sobie z jej strachem. Poruszał się powoli, nie chcąc jej bardziej zdenerwować.
Costin rozejrzał się za miejscem do siedzenia. Łóżko małżeńskie miało prosty drewniany zagłówek i srebrną narzutę. Stało przy ścianie pośrodku pokoju. Naprzeciwko łóżka był wysoki komoda, a na ścianie po lewej stronie znajdowało się biurko z roletą i krzesło. Udał się do tego krzesła i usiadł naprzeciwko Sally.
Stała tam, patrząc na niego, nie z oskarżeniem, ale z prostą ciekawością.
"Wygląda na to, że chcesz ze mną o czymś porozmawiać," zaczął Costin.
Sally wypuściła powietrze i jej ramiona opadły. Podeszła do łóżka i usiadła po turecku naprzeciwko niego. Jej łokcie opierały się na kolanach, a broda spoczywała na dłoniach.
Stukała lekko palcami po policzkach, zastanawiając się, jak zacząć. Potem wszystko zaczęło z niej wypływać.
"Po prostu nie jestem gotowa. Rozumiem, że jesteśmy związani przez to całe sprawy z partnerstwem, z tymi znakami i tak dalej. Ale ja nie – po prostu nie mogę..." Była zdezorientowana, ale przerwała, obserwując, jak uroczy uśmiech rozprzestrzenia się na twarzy Costina, odsłaniając dołeczek. Ten uśmiech był rozbrajający.
"Dlaczego się do mnie uśmiechasz?" zapytała, opuszczając ręce na kolana.
"Czy boisz się mnie?" zapytał ją delikatnie.
Sally pokręciła głową.
"Czy myślisz, że kiedykolwiek celowo cię skrzywdzę?"
Znowu pokręciła głową.
"Czy wierzysz, że chcę dla ciebie jak najlepiej i że będę cię chronić swoim życiem? Czy ufasz, że postawię cię ponad wszystkimi innymi i będę żył, abyś miała radość w swoim życiu? Że będę cię trzymał, gdy płaczesz, śmiał się z tobą, gdy się śmiejesz, i szanował cię jako moją partnerkę? Wierzysz w to?"
"Tak, Costin. Widzę, jak Jacque i Fane są – i Decebel i Jen. Rozumiem to. Ale to jest problem. Jesteś intensywny. Cała ta sprawa z partnerstwem jest przytłaczająca." Sally wstała i zaczęła chodzić tam i z powrotem. "Ja... nigdy nawet nie miałam chłopaka. Pocałowałam tylko jednego chłopaka i to nie było nic nadzwyczajnego. Nie rozumiesz, jak to może być dla mnie drastyczne?"
Zatrzymała się i spojrzała na niego, gdy usłyszała niski warkot.
"Pocałowałaś kogoś?"
Sally próbowała powstrzymać chichot, który się z niej wydobył. "Oczywiście. Mam osiemnaście lat, Costin. Pocałowanie tylko jednego chłopaka do osiemnastki jest dość konserwatywne."
"Nie chcę wiedzieć o tym chłopaku." Costin zmarszczył brwi. "I tak nie dorówna moim pocałunkom."
I znowu ten stuwatowy uśmiech, pomyślała.
"Sally moja, usiądź. Zrelaksuj się."
Sally zrobiła to, co jej powiedział, zanim nawet to sobie uświadomiła. Zmrużyła oczy, patrząc na niego, gdy usiadła.
"Dlaczego wy wilki jesteście tacy władczy?"
Costin wstał i podszedł do niej. Kucnął, aby być na poziomie jej oczu. Sally zaczęła się cofać, aby stworzyć między nimi przestrzeń, ale Costin zatrzymał ją, kładąc ręce na jej talii. Zamarła. Nie wiedziała naprawdę, jak zareagować na jego dotyk. Była zdenerwowana, ale jednocześnie czuła coś, czego nigdy wcześniej nie czuła - pożądana.
"Żeby chronić naszych partnerów. Żeby chronić stado," odpowiedział Costin, a w jego głosie zabrzmiała łagodność.
"Jak powiedzenie mi, żebym usiadła, ma mnie chronić?"
"Doprowadzałaś się do niepotrzebnej furii, co mogło prowadzić do ataku paniki, a to mogło spowodować, że zemdlejesz, upadniesz i uderzysz się w głowę." Costin uśmiechnął się; triumf tańczył w jego oczach.
Sally przewróciła oczami i zachichotała. "To najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam, Costin. Trochę przesadzasz, nie sądzisz?"
"Może trochę," przyznał z śmiechem.
Costin odzyskał poważny ton, ale jego wyraz twarzy był łagodniejszy.
"Nie zmuszę cię do niczego, Sally. Wiem, że to wszystko jest dla ciebie nowe. Całe życie wiedziałem, że gdzieś tam jest dla mnie jedna idealna partnerka. A kiedy na ciebie patrzę, jestem pełen podziwu za to, co mi dano." Sally zarumieniła się, gdy przerwał. "Nie zostawię cię bez ochrony, a pozwolenie innym mężczyznom na przebywanie wokół ciebie to coś, czego ani ja, ani mój wilk nie będziemy w stanie znieść. Poza tym," dodał, a jego oczy błyszczały figlarnością, "jak mogłabyś nie chcieć być wokół tego wszystkiego?"
Sally parsknęła śmiechem. "Za dużo przebywasz z Jen."
"Nie wiem, jest całkiem edukacyjna."
"Tak, nie sądzę, żebym chciała, żebyś był przez nią edukowany." Sally spojrzała w dół i zauważyła, że zaczęła bawić się rękawem Costina. Znajdowała pocieszenie w możliwości dotykania go, więc odsunęła wszelkie obawy, że może on tego nie chce. Podniosła wzrok, aby spojrzeć w jego orzechowe oczy. "Więc, co dokładnie mówisz?"
"Mówię, porozmawiajmy i spędzajmy razem czas. Pozwól mi pomóc ci zakochać się we mnie," odpowiedział Costin.
Sally wstrzymała oddech na słowo "miłość". Nigdy nie rozważała, czy Costin ją kocha. Wiedziała, że łatwo byłoby jej się w nim zakochać – była już w połowie drogi.
"Kochałeś mnie?" zapytała ostrożnie.
Costin pochylił się i delikatnie pocałował ją w czoło. "Sally, moja, zostałaś stworzona dla mnie. Kochałem cię, zanim cię poznałem, i kocham cię teraz jeszcze bardziej. Tak, kocham cię. I ty mnie pokochasz."
"Nie masz problemów z samooceną, jak widzę," drażniła się Sally.
Costin uśmiechnął się i oparł czoło o jej. "Jest późno, kochanie. Powinienem już iść."
Sally skinęła głową, ale nie ruszyła się, by się odsunąć. Uśmiechnęła się, gdy on zrobił to pierwszy, a potem była zaskoczona, gdy szybko się pochylił i dotknął swoimi ustami jej.
Zaśmiał się na jej zaskoczony wyraz twarzy i odskoczył, gdy próbowała go uderzyć w ramię.
"Twoja niewinność jest odświeżająca," powiedział, cofając się w stronę drzwi.
"Cóż, cieszę się, że mój brak doświadczenia jest dla ciebie taką frajdą." Sally zmrużyła oczy na uśmiechającego się wilka.
"Ach, Sally, słodka Sally. Wszystko w tobie jest dla mnie frajdą." Zachichotał, widząc, jak jej twarz czerwienieje, i posłał jej pocałunek, zamykając za sobą drzwi.
Sally rzuciła się na łóżko, wypuszczając długi oddech. Potem zaczęła chichotać, nie mogąc powstrzymać radości. Obawiała się, że będzie wymagał, by zakończyła więź tak, jak zrobił to Decebel, ale zamiast tego był wyrozumiały, zabawny, niesamowicie słodki i tak, seksowny. Cholerni wilcy i ich urok. Mimo ich władczości, pomyślała Sally.
"Jak mogłabym się w nim nie zakochać?" zapytała. I na końcu jej słów drzwi do jej pokoju otworzyły się i zamknęły równie szybko.
Jen pochyliła się, dysząc, patrząc na Sally.
"Hej, dziewczyno. W kim się zakochujemy?" zapytała Jen, ledwo łapiąc oddech.
"Jen, co się stało?" Sally zatrzymała się, a potem zdecydowała się na lepsze pytanie. "Co znowu narozrabiałaś?"
Jen wstała i, jakby złapała oddech, zaczęła mówić szybko.
"Po pierwsze, zmieniłam zdanie. Nie chcę, żebyś nazwała swoje pierwsze dziecko moim imieniem -"
Sally przerwała, "Dzięki Bogu za to."
"- Chcę, żebyś nazwała całą swoją cholerą gromadkę moim imieniem," warknęła Jen. "Wiesz, przez co przeszłam?" Jej ręce latały w powietrzu, a ona patrzyła na Sally z gniewem. "Zrobiłam ten mały striptiz, żeby spróbować powstrzymać eskalację sytuacji z resztą watahy. Decebel był wściekły. Musiałam wymknąć się z sali zgromadzeń i uciekać. Biegałam przez cholerne lasy, próbując go zmylić, zmieniając się i zostawiając moje ubrania, które nosiłam w cholernym pysku – NOSIŁAM W PYSKU, SALLY! – i zostawiałam je w różnych miejscach, żeby zmylić jego węch."
Jen podeszła do okna Sally i wydawało się, że ocenia niebezpieczeństwo ucieczki przez nie.
"Jen, on cię nie skrzywdzi." Sally powiedziała łagodnie do swojej wzburzonej przyjaciółki. Wzburzona Jen nigdy nie była dobrym znakiem.
Jen obróciła się gwałtownie, przeszywając Sally swoimi niebieskimi oczami. "Są gorsze rzeczy niż bycie skrzywdzonym, Sally Morgan. Poczekaj tylko, aż będziesz miała partnera. Dominujący, zaborczy, kontrolujący, mega gorący, apetyczny, seksowny -"
"Uh, Jen, rozumiem," Sally przerwała, zanim Jen mogła być jeszcze bardziej dosadna.
"Chcę powiedzieć, moja mała ściana kwiatów, że pożądanie staje się twoim wrogiem, gdy twój partner zachowuje się jak dupek, a Decebel jest – w mega, super-duży sposób. Czujesz to? Widzisz, dokąd zmierzam? Czy muszę cię usiąść i przeprowadzić rozmowę o 'ptaszkach i pszczółkach'?"
"Nie, jestem w porządku." Sally podniosła ręce, aby zatrzymać linię rozmowy Jen. "Dlaczego właściwie przyszłaś do mojego pokoju?" Spojrzała na Jen, a potem na drzwi, czekając, aż zostaną wyrwane z zawiasów.
"Stwierdziłam, że tu nie przyjdzie, bo pomyśli, że ty i Costin macie swoje chwile." Jen rozejrzała się, zauważając po raz pierwszy, że Costina nie ma. "A propos pysznego, dołeczkowego, obdarzonego wilka, gdzie on jest?"
"Poszedł do swojego pokoju. Rozmawialiśmy. Było dobrze."
Jen położyła ręce na biodrach i wbiła w Sally słynne spojrzenie "albo wyplujesz to, albo ci to wyrwę."
"Rozmawialiście? Sally," odchrząknęła, "masz partnera. Gwarantowanego męża. Pewną sprawę. Nie wspominając, że jest gorący, zabawny, słodki i ma dołeczek. Rozmawialiście?" Tym razem głos Jen był pełen sceptycyzmu.
Zanim Sally zdążyła się obronić, drzwi otworzyły się powoli, z premedytacją.
"Wiem, że nie opisywałaś mnie, Jennifer. Więc kim jest ten samiec, który tak bardzo przykuł twoją uwagę? Proszę, powiedz, żebym mógł go rozerwać na kawałki." Moc Decebela wypełniła pokój i Sally zrobiła mimowolny krok w tył od bardzo wściekłego Alfy.
Jen obserwowała swojego partnera ostrożnie. Był wściekły. Naprawdę wściekły. Jego oczy świeciły, co oznaczało, że jego wilk przejął kontrolę. Wiedziała, że to jej wina, bo rzuciła mu wyzwanie, uciekając. Musiała go uspokoić, jednak po raz pierwszy nie była pewna, jak to zrobić. Zazwyczaj jej humor i sarkazm przychodziły na ratunek, ale w tej chwili czuła, że jeśli w ogóle się odezwie, on stanie się dziki. Nie że by ją skrzywdził.
Otworzyła przed nim swój umysł powoli. Blokowała go, aby się przed nim ukryć, nie żeby go zranić. Wtedy zobaczyła błysk w jego oczach, który pokazał jej uczucia ukryte pod gniewem. Wiedząc to, wiedziała, co ma zrobić.
"Próbowałam pomóc Sally, nie zranić ciebie. Nie zdjąłabym więcej ubrań niż to, co miałam na sobie. Wszystko było zakryte, Dec. Kochanie, proszę. Straszyłeś Sally."
Decebel zrobił powolny krok do przodu, ale Jen nie cofnęła się. On był jej, ona była jego równa, i nie zamierzała się wycofać.
"Rozumiesz, jak bardzo mnie doprowadzasz do szaleństwa?" Decebelowy głos był jak warkot w jej umyśle.
"Wyobrażam sobie, że to blisko lub nawet przewyższa, jak szalona mnie robisz," Jen odpowiedziała na jego pytanie, choć wiedziała, że było retoryczne.
Decebel pokręcił głową i przetarł dłonią twarz, próbując odzyskać kontrolę.
"Kocham twojego ducha, ale jestem stworzony, by chronić, posiadać, a mój wilk nie rozumie twojej potrzeby ciągłego przekraczania granic. Potrzebuję jednej rzeczy, Jennifer, jednej rzeczy, na którą nie będę się zgadzał. Myślę, że już o tym rozmawialiśmy, ale dam ci korzyść wątpliwości, że nie zrozumiałaś."
Jen parsknęła śmiechem, mówiąc na głos. "Dzięki. Jak miło z twojej strony po prostu uznać, że jestem głupia."
Decebel zaśmiał się, a jego oczy zaczęły się rozjaśniać. "Przestaniesz się rozbierać przed innymi ludźmi."
Jen położyła rękę na biodrze i przechyliła głowę na bok. Zmrużyła oczy na swojego partnera i stuknęła palcem w usta.
"Teraz, musisz to wyjaśnić." Kiedy Decebel nie odpowiedział, tylko nadal na nią patrzył, Jen przewróciła oczami. "Wyjaśnij, sprecyzuj, oświeć. Czy. Rozumiesz. Słowa. Które -" podkreśliła każde słowo.
"Jennifer," warknął Decebel.
"Wymawiamzmoichust," Jen dokończyła szybko, rozśmieszając Sally.
"Rozbieraj się tylko w naszej sypialni."
"Nie, nie, nie, jest za dużo luk w tym małym dekrecie. Serio, Dec, możesz wymyślić coś lepszego." Jen uniosła jedną brew.
Decebel warknął na wyzwanie w jej słowach i tonie głosu.
Cholera, kiedy nauczę się nie drażnić wściekłego wilka? Myśl przemknęła jej przez głowę, zanim zdążyła ją ocenzurować przed teraz złośliwie uśmiechającym się Alfą.
"Muszę się zgodzić. Jen mogłaby biegać na wolności -" zaczęła Sally, ale przerwała nagle, gdy głowa Decebela odwróciła się i przygwoździł ją swoimi bursztynowymi oczami.
"Przepraszam, już milczę," pisnęła Sally.
Decebel znowu spojrzał na swoją partnerkę, a potem krótko spojrzał w dół, próbując wymyślić, jak pokonać ją w jej własnej grze.
"Dobrze." Decebel uśmiechnął się z zadowoleniem.
Jen nie podobał się ten uśmiech, który mówił, że kot trzyma mysz za ogon.
"Ty ustalasz granice. Powiedz mi dokładnie, jak sformułować, że nie chcę, żebyś zdejmowała ubrania publicznie."
Jen westchnęła i skrzyżowała ramiona na piersi.
"Dobrze, Ricky," wyrzuciła z siebie swoim najlepszym głosem Lucy. "Chcesz, żebym to wyjaśniła, to wyjaśnię." Podeszła do niego i zaczęła powoli go okrążać, mówiąc.
"Nie będę się rozbierać -" Decebel zaśmiał się na jej wybór słów. "- przed żadną osobą płci męskiej, w żadnym miejscu, o żadnym czasie, z żadnego powodu." Zatrzymała się i spojrzała na Sally. "Czy myślisz, że to obejmuje wszystkie możliwe sposoby, w jakie mogłabym obejść jego dekret?"
Sally zastanowiła się przez moment. Znała Jen, wiedziała, jak dobrze potrafiła obchodzić zasady. "‘Każda osoba’," zaczęła Sally. "To niekoniecznie obejmuje gatunek Canis lupus. Można by argumentować, że nie są osobami, ponieważ nie są ludźmi."
Decebel spojrzał na obie przyjaciółki i przeczesał ręką włosy. "Czy wy dwie brałyście jakieś zajęcia z prawa w szkole?"
Sally pokręciła głową. "Nie, Jen po prostu nauczyła się przez lata, jak obchodzić pewne wątpliwe szczegóły każdego incydentu." Jej oczy rozbłysły, gdy kontynuowała z entuzjazmem, "Na przykład pewnego razu -" Sally przerwała, gdy spojrzała na Jen, która wyraźnie wykonywała gest ręką, nakazując jej zamknąć się.
Decebel spojrzał na Jen, która szybko położyła rękę na podbródku, jakby myślała nad słowami Sally.
"Mogę się z tym zgodzić." Jen skinęła głową. "Zmienimy więc ‘osoba’ na ‘gatunek’."
Decebel zrobił kolejny krok w jej stronę, stając tak blisko, że dzielił ich tylko oddech.
"Jednakże—" jęknął z irytacją, gdy zaczęła ponownie mówić. "—zastrzegam sobie prawo do łaski, jeśli dany gatunek nie może być określony jako męski tylko na podstawie wyglądu."
"Uh-huh, tak, myślę, że to uczciwe," powiedziała pomocnie Sally.
Jen spojrzała zza szerokiej sylwetki Decebela i mrugnęła do niej. Sally próbowała śmiać się cicho. Czuła, że nie powinna oglądać wymiany zdań między nimi, ale teraz, gdy miała swojego partnera, była ciekawa, jak radzić sobie z tak dominującą osobą.
"Jennifer."
"Decebel."
"Sally." Sally odezwała się. Starała się naprawdę mocno nie dodawać swojego imienia, ale kiedy oboje wypowiedzieli swoje imiona w staccato, po prostu wskoczyła na wózek.
Decebel odwrócił się i zmierzył ją wzrokiem, a ona szybko wykonała gest zamykania ust na zamek.
Jego spojrzenie nie złagodniało, gdy odwrócił się z powrotem do Jen.
"Skończyłaś?" zapytał spokojnie.
"Poczekaj chwilę, niech pomyślę."
Warknął, a potem pochylił się, by wyszeptać coś jej do ucha. Odsunęła się i westchnęła. Jej oczy zwęziły się, a usta zacisnęły. Wyglądała na wyraźnie wkurzoną. Decebel jednak wyglądał bardzo zadowolony z siebie.
"Nie zrobisz tego," warknęła Jen.
Decebel złapał ją za rękę i ruszył w stronę drzwi, ciągnąc za sobą warczącą Jen.
"O, mój bystrzaku, zrobię to. Powiedziałem ci kiedyś, że pewnego dnia napiszesz czek, którego twój tyłek nie będzie mógł zrealizować. Nie miej złudzeń."
Oczy Decebela znów błyszczały.
"Uh, nie, właściwie powiedziałeś 'słodki tyłek'. Popraw się, jeśli masz zamiar cytować samego siebie, ty barbarzyńco pokryty włosami i pchłami. Szefie, dominujący, apodyktyczny, absurdalnie nadopiekuńczy -" Jen zatrzymała się i wrzasnęła do Sally,
"Sally, nasza rozmowa o FAHDEH jeszcze się nie skończyła."
Sally zaśmiała się, gdy usłyszała dźwięk klapsa i wyobraziła sobie, że Decebel uderzył Jen w tyłek. Potem usłyszała, jak Jen krzyczy, "Nie obchodzi mnie, jak bardzo jesteś przystojny! Nadal jesteś pchlarzem!"
"FAHDEH, FAHDEH, FAHDEH," Sally powtarzała na głos, próbując rozgryźć najnowszy akronim Jen. Zaśmiała się i pokręciła głową, gdy ją olśniło. "Fine as hell, dimple-endowed hottie."
Tylko Jen, powiedziała sobie, wchodząc do łóżka.
Zmęczona po pełnym wydarzeń wieczorze, zamknęła oczy, a tam, w jej wyobraźni, czekał na nią jej FAHDEH.




















