Rozdział 6- Nicole
Mój szef to dupek. I chociaż powinienem już być przyzwyczajony do jego dupkowatości, dzisiaj po prostu nie mogę sobie z tym poradzić. Byłem kompletnie roztrzęsiony po włamaniu wczoraj. Nawet jestem zaskoczony, że udało mi się zasnąć - w ogóle zasnąć - zeszłej nocy. Muszę być szalony. Jak to możliwe, że jestem tak spokojny po czymś takim? Co, jeśli zostałbym zaatakowany? Jednak jakaś głupia część mojej świadomości mówi mi, że ten, kto się włamał, nie miał zamiaru mnie skrzywdzić, co jest szaleństwem.
Nie pomaga fakt, że od rana nie mogę się skontaktować z José. Rano dałem mu szaloną ilość nieodebranych połączeń, powoli przechodząc przez dzień, bojąc się własnego domu, wiedząc, że wczoraj nie byłem w nim sam. Teraz jestem w biurze mojego bezpośredniego przełożonego, spóźniony o godzinę, a on patrzy na mnie, jakbym popełnił morderstwo, a nie tylko spóźnił się do pracy.
Siedzi za swoim dębowym biurkiem, na którym jest niechlujna plama po kawie, stopniowo zbliżająca się do krawędzi kartki papieru. Jestem gotowy wyjść, mimo że dopiero co tu przyszedłem.
Nie pomaga, że ma na twarzy wiecznie protekcjonalny wyraz, a jego oczy patrzą na mnie jak u jakiegoś gada. Krótkie, sterczące włosy w każdą stronę i gęste, krzaczaste brwi tylko podkreślają jego zły wygląd. Przypomina złoczyńcę z Disneya. Brakuje mu tylko czarnego kombinezonu, żeby dopełnić cały ten zły wizerunek. Ten drań mnie irytuje.
"Ile już masz skarg od pracowników?" pyta mnie Bruni Santos.
"Nie wiem." To prawda. Moje istnienie musi go drażnić, bo znajduje zbyt wiele problemów w tym, co robię. Nie że szczególnie przejmuję się przesadnie formalnymi notatkami, które mi wysyła, narzekając na jedną rzecz czy inną, którą zrobiłem źle.
"Salvatore, masz już pięć tylko w tym miesiącu," stwierdza Bruni rzeczowo. "To tylko pokazuje, że jesteś jednym wielkim pudłem kłopotów i obciążeniem dla tej firmy."
To już za dużo.
"Proszę pana," wymuszam, trzy litery smakują jak żółć w moich ustach. "Wczoraj w nocy przeżyłem prawie śmiertelne doświadczenie. Włamano się do mojego domu. Ja-"
"Dzwoniłeś na policję?" Oczywiste jest, że mi nie wierzy.
"Ja, e, um." Składam ręce na stole. "Nie widziałem ich naprawdę. Nie jestem pewien. Ale czuję głęboko w środku, że mój dom był-"
Bruni wygląda na niezainteresowanego. "Nawet nie jesteś pewien?" A potem po prostu wzrusza ramionami. "Wiedziałem to od początku. Jesteś tylko królową dramatu, która chce zwrócić na siebie uwagę. I teraz, masz moją uwagę, prawda?"
Nie, wcale nie.
"Nie o to chodzi." Moje usta otwierają się ze zdziwienia, próbując wydobyć inne słowa. "To była prawdziwa sytuacja włamania."
A ty nawet nie zgłosiłeś tego na policję, mówi głos w mojej głowie.
Ale ponieważ doświadczenie było niemal jak w transie - nie mogę powiedzieć, czy naprawdę słyszałem otwieranie drzwi - nie jestem nawet pewien, czy moje obawy są już uzasadnione. Co do cholery.
A po drugie, José zawsze nienawidził myśli o policji w naszym domu. To przekonanie zawsze mnie prowadziło. I nigdy nie było powodu, aby wciągać policję w moje życie... aż do teraz.
"Jesteś zawieszony, na miesiąc bez wynagrodzenia." Bruni podnosi teczkę i przegląda ją niedbale, jakby nie ucieleśnił właśnie samej istoty zła na moich oczach w swoim ogłoszeniu.
"Dupek- Panie!" Wstaję. "Z pewnością ta kara jest wysoce nieuzasadniona. Tylko spóźniłem się dzisiaj do pracy, nie zabiłem nikogo!"
Bruni, demon, prostuje się i spotyka mój wzrok, jakbym naprawdę nic nie powiedział. "Nie tylko spóźniłeś się dzisiaj. Masz już serię skarg w tym miesiącu. A zgodnie z polityką firmy, powinieneś zostać ukarany. Teraz, znoś swoją karę z godnością. Zobaczymy się w przyszłym miesiącu."
Wciąż nie wiem, o co dokładnie chodzi w tych skargach. Dostaję tylko śmieciowe maile, które wściekłymi wielkimi literami - tortura - mówią o jednej małej, drobnej rzeczy, którą zrobiłem źle i jak to jest nie do przyjęcia. Ponieważ Bruni wysyła mi je prawie co tydzień, nawet nie zwracam uwagi na to, co ten idiota tam pisze.
Teraz stoję w jego biurze, trzęsąc się ze złości i nie mogąc nic zrobić. Nie mogę nawet się ruszyć, gdy moje pięści zaciskają się mocno po bokach.
"Biedna dziewczyna," cmoka Bruni. "To była ostatnia kropla. Bądź bardziej ostrożna następnym razem. Twoja zuchwałość nie będzie tolerowana."
Moja zuchwałość? Co jest zuchwałego w spóźnieniu się do pracy? Zastanawiam się.
Myśl brzęczy w mojej głowie i zatrzymuję się w półmyśle. Ach, więc o to chodzi? Moja podświadomość jest wściekła i patrzy gniewnie. Bruni po prostu próbuje się zemścić, bo otwarcie odrzuciłam jego zaloty kilka dni temu. Zaprosił mnie na lunch, a ja bezlitośnie go odrzuciłam, bo jest creepy typem z żoną i dziećmi. Czego on ode mnie chce?
Bruni stoi przede mną, wstając, gdy moja myśl składa dwa do dwóch. "Ale jeśli żałujesz swoich działań i chciałbyś przeprosić..." Urwał. "Mógłbym być zmotywowany, żeby zobaczyć twój punkt widzenia..."
Jego ręka przesuwa się wzdłuż mojego policzka, a ja chcę wygiąć jego rękę i złamać mu knykcie. Pewnie wtedy zawiesi mnie na cały rok.
Cofam się z odrazą, gdy jego ręka sięga mojej szczęki. To jakby dotykał mnie wąż. Biorę głęboki oddech, próbując go uprzejmie odprawić. On zbliża się, ten drań.
"No dalej, spraw, żebym był zadowolony," mówi Bruni. "A w zamian, sprawię, że będziesz bardzo szczęśliwa. Wreszcie dostaniesz ten awans, którego pragniesz. Zrobię z ciebie bardzo bogatą kobietę. Wiem, że za tą peleryną prawości kryje się dziwka."
Bez zastanowienia uderzam go w twarz. Ale na to zasłużył.
Idę w stronę drzwi, a on mnie chwyta. Odsuwam go, a on potyka się o swoje biurko, wściekły z powodu upokorzenia. Rzuca się na mnie, a ja czuję jego dłoń na policzku, która piecze, ale mój wzrok płonie jeszcze bardziej, gdy patrzę na niego z gniewem, nie chcąc się poddać.
Drzwi się otwierają i wchodzi kobieta z teczką. Myślę, że jest z kadr. Wygląda znajomo.
"Raporty, panie," mówi, przechadzając się po pokoju i kładąc raporty na biurku Bruni McEvil.
Zatrzymuje się na kilka sekund i patrzy na nas.
W pokoju zapada cisza.
W końcu wychodzi, a ja korzystam z okazji, by opuścić pokój, podczas gdy Bruni patrzy na jej tyłek.
Jego głos mnie zatrzymuje.
"Nasza rozmowa nie jest skończona," szczeka.
Odwracam się do niego, mając zamiar coś powiedzieć, gdy telefon wibruje w mojej kieszeni. Myśląc, że to José, wyciągam telefon i patrzę na ekran.
Z nieznanego numeru, widzę wiadomość.
Dziwna linia: Powiedz mu, że jeśli jeszcze raz spróbuje, zabiję go.
Patrzę na nią przez kilka sekund, zastanawiając się, czy to jakiś żart.
"Co to jest?" Bruni odwraca się do mnie. Myślę, że zauważył, jak mój wzrok staje się zamyślony.
W rzeczywistości, powinnam się bać, że ktoś grozi zabiciem kogoś, kogo znam, i faktycznie prosi mnie o przekazanie wiadomości. Ale z Bruni, nie wiem, czy nie cieszyłabym się z tego żartu.
"Cóż, nie powinieneś próbować tego, co zrobiłeś wcześniej, ponownie," mówię cicho.
Wygląda na niezadowolonego. "Inaczej co?"
"...Ktoś cię zabije?" Słowa łatwo wypływają z moich ust, ale jakiś strach osiada w moim żołądku.
"To jakiś żart?" Chwyta telefon w moich wyciągniętych rękach. Gdybym nie była tak zajęta myślami, bardzo bym się przejęła jego naruszaniem mojej prywatności.
Jego oczy przelatują po wiadomości i blednie na kilka sekund, ale potem jego samozadowolony wyraz twarzy wraca. "Jestem pewien, że to musiał być jakiś twój głupi znajomy, który to wysłał? Grozisz mi teraz?"
Po prostu wyciągam rękę po telefon.
A gdy mówi z groźnym wyrazem twarzy, "Spadaj," jestem więcej niż szczęśliwa, że mogę wyjść.
Jestem w swojej kuchni, a Lisa siedzi na krześle przy wyspie kuchennej. Dzielimy butelkę wina.
Wbrew pozorom, nie świętujemy mojego zawieszenia. W rzeczywistości, Lisa wygląda, jakby chciała dać Bruni kawałek swojego umysłu.
Wino jest dlatego, że właśnie opowiedziałam Lisie o wszystkim, co wydarzyło się wczoraj, a sposób, w jaki podchodzi do sytuacji, sprawia, że trochę się boję. Jeszcze bardziej przerażające jest to, że nie miałam na tyle zdrowego rozsądku, żeby się bać, zanim jej o wszystkim opowiedziałam.
"Jesteś pewna, że słyszałaś, jak ktoś się włamał. Albo wyszedł?" mówi Lisa.
"Tak. Wstałam jakiś czas później. Przeszukałam cały dom, ale nikogo nie znalazłam."
Patrzy na mnie z pewnym niepokojem. "Jeśli chcesz, możesz zamieszkać u mnie."
"Nie, nie sądzę, żeby to było aż tak poważne." A spojrzenie, które mi rzuca, gdy to mówię, sprawia, że zaczynam wątpić, czy moje szare komórki są jeszcze na miejscu.
"Nie sądzę, żeby celem było zrobienie mi krzywdy," kontynuuję, próbując przekonać samą siebie. "Może chcieli coś ukraść, ale nie znaleźli. W każdym razie, następnym razem, gdy spróbują czegoś takiego, będę czekać... z nożem."
Lisa śmieje się i widocznie się rozluźnia. Ale nalega, żebym złożyła raport na policji.
Pomimo obiekcji José, zgadzam się z nią.
"Gdy tylko José wróci, zmienimy wszystkie zamki."
"Jeszcze się z nim nie skontaktowałaś?" Jedna z brwi Lisy unosi się wyżej.
"Ignoruje moje telefony," mówię z pretensją. "Robi to, gdy ma 'bardzo ważną' pracę do wykonania."
"Dobrze, więc. Chodźmy złożyć ten raport i zmienić wszystkie zamki, teraz."
