Rozdział 6
PUNKT WIDZENIA HAZEL
Poprosiłam Gabrielle, żeby powtórzyła to jeszcze trzy razy.
Nie mogłam pojąć całej tej sytuacji.
To jest ten rodzaj gówna, który zamienia ludzi w alkoholików i narkomanów.
Czułam się, jakbym była w odcinku Strefy Mroku.
"Gabz, nie wiem, co o tym wszystkim myśleć." Usiadłam na podłodze, opierając się plecami o łóżko.
"Haze, przeszłaś przez wiele. Zapomnijmy o tym na razie," zasugerowała.
Siedziałyśmy w ciszy przez chwilę, próbując złapać oddech.
"Hej Gabz, czy nie po to przyszłaś, żeby pokazać mi coś ważnego?" zapytałam, próbując rozluźnić atmosferę.
"O tak, uwierz mi, nie zapomniałam, po co tu jestem," odpowiedziała. "Ale to może poczekać, mieliśmy dość rewelacji na jeden dzień."
"Teraz jestem jeszcze bardziej ciekawa," uniosłam brew w jej stronę.
Przeżuwała gumę, którą męczyła w ustach, i wstała. Gabz pobiegła do drzwi sypialni. Odwróciła się i machnęła na mnie, "Idziesz czy nie?"
Moje oczy wciąż kierowały się na jej zabandażowaną rękę. "Ok, pójdę, jeśli powiesz mi, co się stało z twoją ręką?" wskazałam na nią. "Wygląda, jakby bolało."
"Powinnaś zobaczyć tego drugiego," zadeklarowała z dumą i chichotem. "Po prostu chodź, porozmawiamy o mojej ręce później."
Podbiegła do mnie i podniosła mnie na nogi. Dosłownie wyciągnęła mnie z pokoju.
"Gdzie my w ogóle idziemy?" jęknęłam.
"Zobaczysz." Szybkim krokiem przemieszczała się przez korytarze domu.
Skręciła w prawo, a potem dwa razy w lewo, a ja podążałam za nią bez słowa.
W końcu zatrzymała się przy drzwiach do mojego pokoju sztuki.
"Pokój sztuki - serio?" mrugnęłam kilka razy zdezorientowana.
Stuknęła niecierpliwie stopą i krzyknęła, "Po prostu otwórz te cholerne drzwi, Haze."
"Dobrze, dobrze - jezu!" Wprowadziłam kod numeryczny na panelu zabezpieczeń i w ciągu kilku sekund światła zmieniły się z czerwonych na zielone, sygnalizując, że drzwi są odblokowane.
Zanim zdążyłam zrobić kolejny ruch, Gabz przeszła pod moimi ramionami i zbyt mocno pchnęła drzwi.
Kurwa, ta dziewczyna jest za silna jak na swoje dobro.
Z głośnym hukiem drzwi otworzyły się na oścież. Wbiegła do środka, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Patrzyłam, jak biegnie na drugi koniec pokoju, analizując po drodze kilka moich obrazów.
"Ten zawsze będzie moim ulubionym, ale nigdy mi nie powiedziałaś, dlaczego go namalowałaś?" Zatrzymała się przy obrazie tajemniczego, przystojnego faceta.
"Jak wiesz, namalowałam go osiem miesięcy temu na moje osiemnaste urodziny. To był pierwszy raz, kiedy o nim śniłam, biegłam przez las przed czymś lub kimś, gdy wpadłam na jego muskularną sylwetkę. Był tajemniczy, czarujący i trochę zarozumiały. Miał w sobie coś z niegrzecznego chłopca. Chyba narysowałam go, żeby go zapamiętać. Nie wiedziałam, czy znowu o nim śnię."
Ona przyglądała się obrazowi. Na jej twarzy malował się stoicki wyraz. Intensywność chwili sprawiła, że obgryzałam paznokcie.
"Opowiedz mi o tym." Wskazała na pierwszy portret, który zrobiłam po śmierci ojca. Był to obraz chłopca, który miał około piętnastu lub szesnastu lat.
"Zrobiłam ten obraz, gdy miałam dziewięć lat. To była pierwsza rocznica śmierci mojego ojca i pamiętam, że ciągle miałam przebłyski twarzy tego chłopca, więc sięgnęłam po pędzel i zanim się obejrzałam, skończyłam ten obraz," wyjaśniłam, przesuwając dłonią po nim.
"Czy Haze, nie zauważyłaś podobieństw między tym chłopakiem a twoim wymarzonym facetem?"
"Nie, naprawdę nie zwróciłam na to uwagi, ale chyba rzeczywiście mają ten sam kolor oczu."
"No Haze," ułożyła oba portrety obok siebie. "Myślę, że mają więcej niż tylko ten sam kolor oczu."
Przyjrzałam się obu portretom, podobieństwo było zdumiewające. Głośno westchnęłam. "Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć?" Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
Mieli ten sam podbródek, ten sam kolor włosów.
Mieli nawet ten sam pieprzyk po prawej stronie policzka.
Jedyną różnicą była oczywista różnica wieku.
Gabz położyła wspierającą dłoń na moim ramieniu, "Myślę, że to może być dla ciebie trudne do przetrawienia." Przytuliła mnie, co było mi bardzo potrzebne.
"Może potrzebuję terapii. Myślę, że wymyśliłam tego faceta w swojej głowie po śmierci taty. Wierzę, że to był sposób na radzenie sobie z żałobą," powiedziałam do Gabz, która wciąż mnie obejmowała.
"Jeśli tak jest, to dlaczego teraz wymyśliłaś jego starszą i przystojniejszą wersję - Czy wciąż przeżywasz żałobę?"
Zastanowiłam się nad jej pytaniem i choć nadal bolało, że taty nie ma, nie określiłabym siebie jako pogrążoną w żałobie.
"Nie, nie przeżywam żałoby. Myślę, że to może być fakt, że zaraz wyjeżdżam na studia. Chyba jestem niespokojna, wiesz przecież, że przez większość życia byłam uczona w domu."
To prawda, martwiłam się o pójście na studia i przebywanie wśród nowych ludzi. Ale jeśli miałam przetrwać w świecie pracy, musiałam nauczyć się radzić sobie i współpracować z rówieśnikami.
Gabz wzięła moje ręce i odplątała je od swojej szyi. Spojrzenie, które mi rzuciła, sprawiło, że poczułam strach.
"Znam to spojrzenie, Gabz, zaraz rzucisz bombę."
Pokiwała głową na zgodę i wyjęła telefon. Podała mi go. Byłam zdezorientowana. Co jej telefon miał wspólnego z całą sprawą?
Przyjrzała się mojej twarzy i odczytała moje wyraz twarzy. "Po prostu spójrz na zdjęcie na telefonie."
Zrobiłam, co powiedziała.
Przysięgam, że poczułam, jak świat przestał się obracać. Musiałam chwycić się za rękę Gabrielle, żeby utrzymać się na ziemi.
Nie wiedziałam, co czuć. Wpatrywałam się w zdjęcie ponownie. "Czy to - " nie mogłam dokończyć pytania.
Gabz już wiedziała, co chciałam powiedzieć. "Tak, to twój wymarzony facet i tak, Hazel, on żyje i jest prawdziwy."
Wypuściłam oddech, którego nawet nie zauważyłam, że wstrzymywałam. Upuściłam telefon na ziemię.
Nie obchodziło mnie, czy się rozbije. Za wszelkie szkody zapłacę później. Hyperwentylowałam, a moje ręce machały jak bezskrzydły ptak.
"Spokojnie Haze, zemdlejesz, jeśli się nie uspokoisz."
Posłuchałam jej ostrzeżenia i policzyłam do dziesięciu, biorąc głębokie oddechy. Mój oddech się wyrównał, ale wciąż czułam zawroty głowy.
"Może powinnaś usiąść, Haze."
Cofnęłam się, aż oparłam się o ścianę i osunęłam się na podłogę.
"Wszystko w porządku, Haze?"
"Tak, chyba tak?" Starałam się brzmieć przekonująco. "Skąd - jak zdobyłaś to zdjęcie?" Spojrzałam na Gabz.
"Chyba czas, żebym opowiedziała ci o bandażu na mojej ręce."
Westchnęła i usiadła obok mnie na podłodze.
Czułam, że to będzie interesująca przejażdżka rollercoasterem.
Zapięłam pasy i czekałam, aż zacznie.
"Słucham," westchnęłam.
"To wszystko zaczęło się trzy dni temu."
