Rozdział 11 Srebrny wilk

Perspektywa Valenci

Przycisnęłam się do grubego dębu, obserwując, jak ciało Logana konwulsuje. Jego palce wbijały się w ziemię, zostawiając głębokie bruzdy. Ścięgna na jego szyi napięły się jak sznury, gdy odrzucił głowę do tyłu.

"Knox," wysapał. "Knox, pomóż mi go powstrzymać—"

Ale przemiana, która się zaczęła, nie przypominała czarnego wilka, którego widziałam wcześniej.

Kręgosłup Logana wygiął się w niemożliwy sposób, kości trzeszczały i przekształcały się z dźwiękami, które przyprawiały mnie o mdłości. Ale futro, które się pojawiło, nie było czarne jak noc — było srebrne. Czyste, lśniące srebro.

Wilk był ogromny — jeszcze większy niż czarny. Wydobył z siebie ryk, który zatrząsł drzewami. Potem rzucił się na najbliższy dąb i rozszarpał go pazurami. Kora eksplodowała w kawałkach. Ogromny pień, mający z łatwością trzy stopy średnicy, rozpadł się pod tymi pazurami. Patrzyłam z przerażeniem, jak niszczy wszystko wokół siebie.

Powinnam uciekać. Powinnam jak najszybciej oddalić się od tej bestii. Wtedy nadepnęłam na gałąź.

Jego głowa obróciła się tak szybko, że była rozmazana. Te złote oczy zablokowały się na mnie i przez jedno przerażające serce uderzenie byłam pewna, że zaraz zginę.

Wargi wilka odsunęły się, ukazując kły dłuższe niż moje palce. Warkot wydobył się z jego piersi.

"Alfa Logan!" krzyknęłam, mój głos łamał się ze strachu. "Alfa Logan, to ja! To Valencia!"

Ale srebrny wilk tylko warknął i zaczął iść w moją stronę.

Jeden krok. Dwa kroki.

Moje plecy uderzyły w pień drzewa. Nie było już gdzie uciekać.

"Alfa Logan, proszę—"

Wilk rzucił się.

Krzyknęłam i zamknęłam oczy, moje ręce instynktownie uniosły się, by osłonić twarz przed tymi śmiertelnymi kłami—

Potem... ciepło. Miękkość.

Poczułam, jak grube futro ociera się o moje dłonie. Ciężar naciskający na moje ręce.

Ale nie było bólu. Nie było zębów rozrywających ciało.

Tylko... ciepło.

Powoli otworzyłam oczy, drżąc.

Srebrny wilk przycisnął swoją ogromną głowę do moich rąk. Te złote oczy były o cale od mojej twarzy, wpatrując się we mnie intensywnie.

Potem wydał dźwięk — nie warkot, ale... skomlenie?

Niskie, niemal błagalne skomlenie.

Patrzyłam zszokowana, mój umysł walczył, by przetworzyć to, co widziałam. Czy to mi się wydawało? Czy coś tak potwornego mogło naprawdę błagać mnie? Niepewność sprawiła, że moje serce biło jeszcze szybciej.

"Ty..." mój głos drżał. "Nie zrobisz mi krzywdy?"

Kolejne skomlenie. Gniew w oczach wilka powoli zanikał, zastępowany czymś, czego nie mogłam zrozumieć. Czymś, co wyglądało jak ból.

Moje ręce wciąż były zamrożone w powietrzu. Ale teraz, powoli, drżąc, zaczęłam głaskać srebrne futro.

"Jest dobrze," szepnęłam cicho, nie wiedząc, czy pocieszam jego czy siebie. "Jestem tutaj. Jestem tutaj."

Oczy wilka zamknęły się. Oparł się o mój dotyk, a ja poczułam, jak całe jego ciało drży.

Staliśmy tak przez kilka minut. Ja stojąca przy drzewie, ogromny wilk przyciśnięty do moich rąk, oboje ciężko oddychający.

"Nie rozumiem," wyszeptałam, mój głos drżał. "Czego chcesz?" Moje palce zaplątały się w to grube srebrne futro, a ja poczułam szybkie bicie serca Axela pod moim dotykiem.

Potem ciało wilka zesztywniało. Ogromne ciało zaczęło konwulsować.

"Nie, nie, nie," usłyszałam, jak mówię, chociaż nie miałam pojęcia, co próbuję zrobić.

Przemiana się odwróciła. Kości trzeszczały i przekształcały się. Srebrne futro cofało się, ukazując skórę pokrytą warstwą potu.

Kiedy wszystko się skończyło, Logan klęczał tam, gdzie był wilk. Jego ramiona unosiły się przy każdym ciężkim oddechu, a ja widziałam, jak całe jego ciało drży.

Widziałam Logana zabijającego bez kropli potu. Ale ten drżący, dyszący mężczyzna walczący o utrzymanie się na nogach - to było coś innego.

Nie próbował wstać. Po prostu klęczał tam, głowę pochyloną, palce wbite w ziemię.

Potem uniósł głowę. "Co ty tutaj robisz?" Jego głos brzmiał jak ochrypły warkot. "Kazałem ci zostać w pokoju!"

"Słyszałam dźwięki. Myślałam—"

"Nie!" Słowo wybuchło z jego ust, że zamarłam. "Nie zbliżaj się!"

Ale nawet kiedy to powiedział, jego ciało się chwiało. Jego ramiona drżały, ledwo utrzymując jego ciężar.

"Potrzebujesz pomocy," powiedziałam cicho, robiąc mały krok do przodu.

"Nie potrzebuję niczego od ciebie!" Logan próbował się podnieść, ale jego nogi natychmiast się poddały. Złapał się, zanim upadł twarzą do ziemi, jego oddech był ostry i nierówny. "Po prostu... wróć do środka."

Próbował ponownie wstać. Tym razem udało mu się do połowy, zanim jego kolana się ugięły.

Ruszam bez zastanowienia. Rzuciłam się do przodu i złapałam go, zanim upadł. Jego ciężar prawie nas oboje przewrócił. Był o wiele większy ode mnie, cały z twardych mięśni, ale udało mi się wsunąć ramię pod jego pachę.

"Mówiłem, że nie potrzebuję—" Protest Logana umarł, gdy osunął się na mnie, zbyt słaby, by się odsunąć.

"Tak, potrzebujesz," powiedziałam stanowczo. "Teraz oprzyj się na mnie. Wracamy do pokoju."

Przez chwilę myślałam, że może będzie ze mną walczył. Jego duma była namacalna, walcząca z desperacką potrzebą wsparcia jego ciała. Czułam napięcie w nim.

Ale potem jego ramię objęło moje ramiona, i pozwolił mi wziąć część jego ciężaru.

"Nie rozumiem cię," powiedziałam cicho, gdy zaczęliśmy powolną podróż z powrotem. "Nie wiem, dlaczego mnie uratowałeś. Nie wiem, czego ode mnie chcesz." Każde słowo wychodziło między ciężkimi oddechami, gdy pół-niosłam, pół-ciągnęłam go do przodu. "Ale uratowałeś mnie. Więc teraz pomogę ci, czy tego chcesz, czy nie."

Nie odpowiedział. Może nie mógł. Jego głowa zwisała nisko, jego oddech był szorstki na moim ramieniu.

Powrót do zamku był agonizujący. Każdy krok przynosił nowy ból w moim zmasakrowanym ciele, a Logan ledwo był przytomny, potykając się obok mnie. Jakoś przeszliśmy przez las, przez dziedziniec, po schodach.

Kiedy dotarliśmy do pokoju gościnnego, oboje dyszeliśmy. Poprowadziłam go do łóżka, a on upadł na nie bez oporu.

POV Logana

Leżałem na plecach, jedno ramię rzucone na oczy, próbując uspokoić oddech. Moja klatka piersiowa wciąż unosiła się od wysiłku tłumienia Axela. Każdy mięsień w moim ciele krzyczał z protestu.

Słyszałem, jak się porusza—miękkie kroki przechodzące przez pokój, cichy plusk wody w misce. Potem wróciła, i poczułem chłodną wilgoć tkaniny na mojej twarzy.

Powinienem jej powiedzieć, żeby odeszła. Powinienem zachować dystans, który Alfa powinien utrzymywać. Ale byłem zbyt wyczerpany, żeby uformować słowa, zbyt wyczerpany, żeby przejmować się protokołem.

Jej dotyk był delikatny, gdy wycierała brud i pot. Metodyczny. Ostrożny. Jakby bała się mnie zranić.

Nerwowa energia, którą wyczułem w niej wcześniej—ta świadomość, gdy mnie kąpała wcześniej—zniknęła teraz. To było inne. To było... troska.

Jej ręka poruszała się powoli po mojej klatce piersiowej, oczyszczając brud z podłogi lasu. Mój oddech w końcu uspokoił się pod jej pielęgnacją.

"Dlaczego znosisz to sam?" Jej głos był miękki, niemal niepewny.

Pytanie uderzyło mnie mocniej niż jakikolwiek fizyczny cios mógłby. Nikt nigdy mnie o to nie zapytał. Ani mój ojciec, ani moi bracia, ani nawet Dorian, który mi służył przez lata.

Przez dłuższą chwilę nie mogłem odpowiedzieć. Nie wiedziałem, jak odpowiedzieć.

"Bo to moje przekleństwo," w końcu wykrztusiłem, mój głos ledwie szeptem. "Nie mogę... nie powinienem wciągać innych w to."

Wycisnęła tkaninę i kontynuowała czyszczenie moich ramion. "Wydawałeś się w takiej agonii. Czy to przez twojego wilka?"

Zamilkłem. Część mnie chciała zakończyć tę rozmowę, wycofać się za mury, które budowałem przez dziesięciolecia. Ale inna część mnie—chciała, żeby zrozumiała. Potrzebowała, żeby wiedziała.

"Mam dwa wilki w sobie."

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział