Rozdział 12 Wyznanie Alfy
Perspektywa Logana
Słowa wyszły z moich ust, zanim zdążyłem je powstrzymać. Poczułem, jak zamarła, a materiał wciąż przyciskała do mojego przedramienia.
"Knox i Axel," kontynuowałem, celowo płaskim, bezemocjonalnym głosem. "Czarny wilk, którego widziałaś na pogrzebie - to był Knox. Srebrny tej nocy... to był Axel."
Czułem, jak na mnie patrzy, jej umysł walczył, by to zrozumieć.
"Dwa wilki? Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś miał—"
"Nikt nie ma," przerwałem jej. "Bo to nie powinno się zdarzyć."
Odwróciłem głowę, by spojrzeć jej prosto w oczy. Te fioletowe oczy spotkały moje z intensywnością, która sprawiła, że coś w mojej piersi się zacisnęło.
Zmusiłem się, by moja twarz pozostała niewzruszona, nawet gdy emocje kotłowały się pod powierzchnią.
"Axel ma krew Lykanów," powiedziałem. "Bardzo niebezpieczny. Nie mogę go w pełni kontrolować."
Jej ręka zastygła na moim ramieniu, ale nie odsunęła się.
"Każdej pełni księżyca, Axel chce wyjść na zewnątrz." Mój głos pozostał zimny. "Walczy ze mną o kontrolę. Próbuje się uwolnić."
"Więc każdej pełni księżyca ty..."
"Muszę walczyć sam," potwierdziłem. "Tłumić go. Zmuszać, by się poddał."
"Torturować się?" Słowa wybuchły z niej, pełne emocji. "Każdego miesiąca przechodzisz przez to cierpienie?"
Horror w jej głosie coś we mnie poruszył. Sprawił, że to napięcie w mojej piersi rozprzestrzeniło się, utrudniając utrzymanie dystansu.
"To jedyny sposób." Skinąłem głową. "Ale dzisiejsza noc była inna."
"Inna jak?"
"Axel nigdy nie był tak..." Zatrzymałem się, szukając właściwego słowa. Jak miałem wyjaśnić coś, czego sam nie rozumiałem? "Spokojny. Łatwiej było go stłumić niż kiedykolwiek wcześniej."
Zamknąłem oczy na jej spojrzenie, tym razem nie mogłem ukryć tego, co czułem. Niemożliwa nadzieja.
"Dzięki tobie."
Słowa odbijały się echem w moim umyśle, nawet gdy je wypowiadałem na głos. I nagle wszystko, co sobie mówiłem - o więzi partnerów, o pierwotnym zwierzęcym przyciąganiu - wydawało się kłamstwami.
To nie była tylko więź partnerów.
Więź partnerów tłumaczyła rozpoznanie przez Knoxa. Tłumaczyła fizyczne przyciąganie, zaborczość, potrzebę ochrony tego, co moje.
Ale Axel? Axel był Lykanem. Starożytna, gwałtowna krew Lykanów, która istniała na długo przed więzią partnerów wilkołaków.
A jednak tej nocy, Axel poddał się jej. Uspokoił się pod jej dotykiem.
To nie powinno być możliwe.
Kim jesteś? Zastanawiałem się, studiując jej twarz w świetle ognia. Co to takiego w tobie, że dociera do każdej mojej obrony?
Obserwowałem, jak kończyła oczyszczanie ostatnich śladów brudu z mojej skóry. Obserwowałem, jak przygotowuje się do odejścia.
"Nie odchodź." Słowa zabrzmiały jak rozkaz.
Odwróciła się, jej fioletowe oczy pełne pytań.
"Alpha?"
"Potrzebuję kogoś, kto się mną zajmie," powiedziałem. "Zostań."
To była słaba wymówka. Ale zanim zdążyła to zakwestionować, sięgnąłem i wyciągnąłem grubą futrzaną kołdrę ze skrzyni u stóp łóżka. Rzuciłem ją w stronę kominka.
"Zrób sobie tam posłanie. Przy ogniu."
Zamknąłem oczy, zanim zdążyłem zobaczyć jej reakcję. Obróciłem się na bok, moje oddychanie już się wyrównywało.
Przez zamknięte powieki śledziłem jej ruchy dźwiękiem. Cichy szelest materiału, gdy rozkładała kołdrę. Ciche skrzypienie desek podłogowych, gdy się na niej osiedliła. Szept futra, gdy owijała się nim.
Była tak blisko. Blisko na tyle, że mogłem wyczuć jej obecność jak ciepły płomień w ciemności.
Zmęczenie, które chwilę wcześniej wydawało się miażdżące, stało się znośne. Nawet Knox, niespokojny i zmartwiony w mojej głowie, zapanował nad sobą i uspokoił się.
Więź partnerska nie wyjaśniała uległości Axela. Nie tłumaczyła, dlaczego po raz pierwszy w życiu pozwoliłem komuś zobaczyć mnie bezbronnym i nie chciałem go za to zabić.
POV Valencii
Wpatrywałam się w kołdrę, potem na niego, a potem z powrotem na kołdrę. Ale on już obrócił się na bok, jego oddech się wyrównywał. Dyskusja była zakończona.
Ostrożnymi ruchami, które sprawiały, że moje posiniaczone żebra bolały, rozłożyłam futrzaną kołdrę na kamiennej podłodze przy kominku. Była gruba i miękka, znacznie lepsza niż cokolwiek, do czego miałam dostęp. Ciepło z żarzących się węgli otuliło mnie, gdy opuszczałam się na prowizoryczne łóżko.
Nie bałam się zimna — nigdy się go nie bałam, nawet podczas najostrzejszych zim, kiedy inni niewolnicy zamarzali na śmierć. Ale to nie znaczyło, że nie mogłam docenić ciepła, gdy mi je oferowano.
Owinęłam się brzegami kołdry i zapadłam w półsen, moje zmysły wyostrzone na każdy dźwięk z łóżka. Jeśli mnie potrzebował, chciałam usłyszeć to natychmiast.
Za każdym razem, gdy zamykałam oczy, widziałam jego. Zimną, beznamiętną twarz Alphy Logana, gdy jednym cięciem ściął tamtego człowieka. Delikatność jego rąk, gdy oczyszczał i bandażował moje rany. Surową bezbronność w jego głosie, gdy mówił o swojej klątwie i strach, który na chwilę pojawił się w jego oczach.
Te sprzeczności sprawiały, że kręciło mi się w głowie.
Po raz pierwszy od piętnastu lat czułam coś innego niż beznadziejną rozpacz lub otępiałą akceptację.
Czułam... ciekawość. Pociąg do czegoś — kogoś — kogo nie rozumiałam.
Zasypiałam.
Obudziłam się gwałtownie, widząc, że przez okno wpada już światło dzienne. Moje oczy natychmiast skierowały się na łóżko - Logana nie było.
Strach ścisnął mnie natychmiast. Zaspałam. To prowizoryczne łóżko było zbyt wygodne, kołysało mnie w głęboki sen, jakiego nie miałam od lat.
Szybko podniosłam się, gotowa na ostry ból po wczorajszym biciu. Ale oczekiwany ból nie przyszedł. Moje żebra były wrażliwe, ale nie złamane. Rany i siniaki, które powinny uniemożliwić mi ruch, już blakły.
Delikatnie dotknęłam twarzy - opuchlizna znacznie zmalała. Mogłam otworzyć oboje oczu. Nawet głębokie siniaki na ramionach zmieniły kolor na matowy żółty.
To była jedna z moich osobliwości - jedna z nielicznych zalet mojego dziwnego organizmu. Moje ciało goiło się nienaturalnie szybko. To, i moja niezdolność do odczuwania zimna. Małe łaski dla dziewczyny bez wilka.
Hałas z zewnątrz przyciągnął moją uwagę. Podniesione głosy. Dźwięk wielu kroków na kamieniu. Zamieszanie.
Moje serce zaczęło bić szybciej. Pospieszyłam do okna, przyciskając się do framugi, aby spojrzeć na dziedziniec poniżej. Strażnicy biegali tam i z powrotem w pobliżu wejścia do lochów, ich twarze były ponure. Zbierało się coraz więcej ludzi - niewolnicy, wojownicy, nawet niektórzy z eskorty odwiedzających Alfów.
Żołądek mi się ścisnął. Lochy. Tam, gdzie Logan zostawił te dwa ciała zeszłej nocy.
Znaleźli je.
Moje ręce drżały, gdy trzymałam parapet. Teraz Alfa Logan będzie musiał odpowiedzieć za to, co zrobił. Nie mogłam po prostu ukrywać się tutaj, podczas gdy Logan stawiał czoła konsekwencjom za mnie. Ruszyłam w stronę drzwi. Korytarz na zewnątrz był pusty, ale słyszałam więcej aktywności z niższych pięter.
Schodząc głównymi schodami, wyłapywałam fragmenty rozmów od służących, którzy mijali mnie w pośpiechu.
"—obydwaj, gardła przecięte czysto—"
"—Luna Kestrel jest wściekła—"
"—zwołują wszystkich Alfów do wielkiej sali—"
Moje serce waliło w piersi. Dotarłam na parter i wcisnęłam się w niszę blisko wejścia do wielkiej sali. Ogromne drewniane drzwi były otwarte, i mogłam zobaczyć zbierające się wewnątrz postacie.
Luna Kestrel siedziała na czele długiego stołu, jej twarz była blada i zmęczona. Zestarzała się o dziesięć lat przez noc. Soren stał przy oknie, jego wyraz twarzy był zamyślony. Elton już zajmował prominentne miejsce, jego Beta Zephyr stał u jego boku.
A Logan. Stał z dala od innych, jego postura była swobodna, a twarz zupełnie beznamiętna. Głos Luny Kestrel rozbrzmiał ostro, pełen żalu i furii. „Wczoraj w nocy znaleziono dwa ciała w lochach. Jedno z nich to Elijah, niewolnik tego stada. Drugie…” Jej głos lekko się załamał. „Drugie zostało zidentyfikowane jako należące do stada Emerald Grove.”
Pośród zgromadzonych Alf i ich ludzi przeszedł szmer.
„Obaj mężczyźni,” kontynuowała Luna Kestrel, „mieli podcięte gardła. Czyste zabójstwa. Dzieło wyszkolonego wojownika.” Jej zaczerwienione oczy przebiegły po sali. „Właśnie straciłam syna. A teraz, w czasie, który powinien być świętym okresem żałoby, dochodzi do morderstwa w moich murach. To jest zniewaga dla stada Mistmarsh!”
Cisza, która zapadła, była dusząca. Mocniej przycisnąłem się do ściany, starając się być jak najmniejszy, jednocześnie zachowując widok na to, co się dzieje.
Elton wystąpił naprzód, jego twarz wyrażała głębokie zaniepokojenie. „Luna Kestrel, to straszne. Po prostu straszne.” Jego głos ociekał współczuciem. „Że ktoś odważyłby się popełnić taką przemoc w tym świętym okresie żałoby... to nie do pomyślenia.”
Zwrócił się do zgromadzonych, jego spojrzenie przeszywało każdego obecnego Alfę. „Proponuję dokładne śledztwo. Morderca musi zostać znaleziony i ukarany. Nie tylko dla sprawiedliwości, ale z szacunku dla zmarłych. Nie możemy pozwolić, by taka hańba pozostała bez odpowiedzi.”
Zatrzymałem oddech. Zastawiał pułapkę.
Soren milczał, ale zauważyłem, że jego spojrzenie przemieszcza się między Loganem a mną – a raczej tam, gdzie byłem ukryty. Czy mógł mnie zobaczyć? Jego zielone oczy zdawały się zatrzymywać na mojej kryjówce o chwilę za długo, zanim ruszyły dalej.
„Proponuję,” kontynuował Elton, jego głos stawał się coraz silniejszy, „żebyśmy sprowadzili tropicieli. Niech zbadają miejsce, zidentyfikują zapach mordercy. Prawda nie może zostać pogrzebana.”
Kilka głów skinęło z aprobatą. Luna Kestrel wyglądała, jakby rzeczywiście mogła zgodzić się na tę propozycję.
Moje palce wbiły się w kamienną ścianę. Ogarnął mnie terror. Zapach Logana będzie wszędzie w tych lochach. W momencie, gdy tropiciele tam zejdą, dowiedzą się. I co wtedy? Czy zaprzeczy? Spróbuje wymyślić jakąś historię? Czy rzuci mnie pod wóz, żeby ratować siebie?
Gdy Luna Kestrel otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, zimny głos Logana przeciął napięcie.
„To nie będzie konieczne.”
Każda głowa zwróciła się w jego stronę. W sali zapadła absolutna cisza.
Wyraz twarzy Logana pozostał zupełnie neutralny. „To ja ich zabiłem.”
Te słowa zawisły w powietrzu jak wyrok śmierci. Przestałem oddychać.
