3
„Nigdy nie czuję się samotna, panie Carrero; jestem niezależną osobą, która nie potrzebuje zapewnień ani towarzystwa innych ludzi, aby być szczęśliwa.”
Zdaję sobie sprawę, że pozwoliłam moim ustom ruszyć zanim mózg zdążył to przemyśleć i ujawniłam więcej, niż zamierzałam. To kolejny stary nawyk Emmy, który mnie irytuje mimo lat prób jego przezwyciężenia.
On zwęża oczy i znów mnie bada, bardziej dociekliwie, jakby próbował zdjąć ze mnie warstwy w trakcie tej męczącej rozmowy.
„Och, Emmo, młoda dziewczyna taka jak ty nie powinna tak żyć,” wtrąca się zaniepokojona Margo. „Jesteś taka ładna; powinnaś mieć młodych mężczyzn, którzy cię adorują po całym Nowym Jorku.” Dotyka mojego ramienia matczynym uściskiem, zanim wraca na swoje poprzednie miejsce.
Uśmiecham się pusto i ignoruję chęć skrzywienia się na jej słowa. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo mnie to odrzuca. Nauczyłam się z życia, że w większości mężczyzn nie ma miejsca na romantyzm, tylko na zaspokojenie seksualne, niezależnie od twojej zgody.
„Brzmi, jakbyś próbowała ją zniechęcić do kradzieży twojej pracy, Margo,” śmieje się Jake, podnosząc swoje chłopięce spojrzenie na starszą kobietę, zupełnie inne niż jego pierwszy uśmiech. Ten wydaje się bardziej naturalny i jeszcze bardziej niszczycielski.
Kręci głową na niego. „Nie, Emma wie, że ją tutaj cenię. Uważam, że idealnie tu pasuje.” Zwraca swoje mętne szare oczy na mnie z prawdziwym ciepłem, które lekko mnie rozgrzewa. „Nie jestem pewna, jak bardzo ci się to spodoba, gdy Jake zacznie cię wykańczać, pamiętaj.” Mruga do mnie i kładzie rękę na jego ramieniu, pokazując szczególną więź, którą wydają się dzielić, i zastanawiam się nad tym.
Zauważam, jak między nimi przelatuje uczucie. Mają swobodną i wygodną atmosferę między sobą, prawie jak matka i syn. To mnie zaskakuje.
„Jestem pewna, że poradzę sobie z wymaganiami,” wtrącam pewnie.
„Pomimo publicznej reputacji playboya, Emmo, obawiam się, że Jake to pracoholik. Zaskakujące, wiem, ale przyzwyczaisz się; zbierzesz mnóstwo mil lotniczych w ciągu najbliższych kilku miesięcy.” Margo uśmiecha się znowu tęsknie, tym razem klepiąc Jake’a po ramieniu.
„Wkrótce będziesz miała dość oglądania świata,” mówi, robiąc mi komiczny grymas, z tymi urzekającymi oczami z powrotem na mojej twarzy; nienawidzę, jak sprawiają, że czuję się naga. „I wnętrz pokoi hotelowych,” dodaje z figlarnym uśmieszkiem, który rozgrzewa mój żołądek w mgnieniu oka. Moje wnętrzności przewracają się.
„Widziałam ich wystarczająco dużo na całe życie,” mówi Margo, machając ręką i rzucając mu spojrzenie, którego nie potrafię przetłumaczyć, nieświadoma mojej reakcji. „Dobrze, mamy pracę do wykonania. Emmo, na razie jesteś ze mną.” Wskazuje na drzwi za mną, a ja kiwam głową.
Pan Carrero wstaje z krawędzi biurka i uśmiecha się, wyciągając ponownie rękę, nigdy nie przerywając kontaktu wzrokowego. Trzyma mnie w tym.
„Do naszej współpracy, Emmo,” mówi. Akceptuję jego rękę, ignorując to samo mrowienie, które wywołuje jego dotyk, moje skóra zapala się, a ja uśmiecham się sztywno, aby ukryć wszystkie uczucia.
Westchnąwszy z ulgą, że to spotkanie się skończyło, kiwam głową, zanim odwracam się i podążam za Margo z jego biura, cicho wydychając i wypuszczając wszystkie napięte nerwy i niepokój.
No cóż, przetrwałam pierwsze spotkanie z Jacobem Carrero. Moja bielizna nie spłonęła, a ja pozostałam w jednym kawałku.
Punkt dla mnie.
Jest po dwunastej.
Moja głowa jest trochę otępiała i zatkana, bo w biurze jest teraz duszno, przytłaczająco gorąco, co sprawia, że czuję się mdła.
Dzwoniłam dwa razy do działu technicznego, aby dowiedzieć się, dlaczego jeszcze nie naprawili klimatyzacji; zamiast zimnego powietrza wydmuchuje tropikalne ciepło i piecze nas wszystkich. Moje ubrania przylegają do mnie wilgotne, a ja czuję się przytłoczona przez brak możliwości oddychania czy znalezienia ulgi.
Margo poszła na lunch, a ja mam ją zastąpić, gdy wróci. W upale czuła się tak samo źle, jak ja, ale powiedziałam jej, że mogę zostać, chcąc udowodnić swoje zdolności.
Zawsze bohaterka, Emma! Dobry ruch.
To ogromny znak zaufania, myślę, że testuje moje umiejętności, zostawiając mnie samą w trakcie gorączkowego harmonogramu. Spełniam jej oczekiwania i przyjmuję wszystko na spokojnie.
Moja centrala zaczyna świecić, a moje wnętrzności się ściskają, gdy głos pana Carrero rozlega się przez interkom.
"Emma, możesz tu przyjść, proszę?" mówi głęboko, nisko i seksownie. Na dźwięk jego głosu czuję znajome już mrowienie w brzuchu, nad którym nadal nie mam kontroli.
Zawahałam się, ale odpowiedziałam: "Tak, panie Carrero." To nie jest to, czego potrzebuję, gdy topnieję w swoim fotelu i już czuję się nieswojo.
Cholera. Cholera. Cholera.
Wstaję, próbując odkleić bluzkę od pleców i wygładzić ją bez powodzenia. Biorę notatnik i długopis, przechodzę obok otwartych drzwi biura Margo i wchodzę do jego gabinetu, popychając ciężkie, ciemne drewno. Chcę to szybko załatwić.
"Tak, panie Carrero?"
Wygląda dziś swobodnie uwodzicielsko, siedząc za biurkiem wśród otwartego laptopa i stosów teczek.
Jego jasnoniebieska koszula ma rozpięte dwa górne guziki przy szyi, ciemne włosy są rozczochrane, jakby przeczesywał je rękami, a rękawy podwinięte, odsłaniając jeden z tatuaży na wewnętrznej stronie lewego ramienia, przypominający o jego buntowniczych latach młodzieńczych.
"Czy konserwacja posunęła się do przodu z naprawą klimatyzacji? Jest tu zdecydowanie za gorąco!" Odchyla się do tyłu, kładąc ręce za głową w bardzo "męski" sposób. Rozciąga się, pokazując swoje piękne ciało, bicepsy powiększają się, napinając materiał koszuli. Trudno nie poczuć przyspieszonego bicia serca.
Oczy w dół!
"Dzwoniłam dwa razy, proszę pana. Podobno nad tym pracują." Trzymam wzrok odwrócony, mówiąc jak najbardziej normalnym tonem.
"Emma, wyglądasz, jakbyś miała zaraz zemdleć; myślę, że powinnaś zejść na inne piętro i się ochłodzić." Jego oczy przesuwają się po mnie; już jestem świadoma, że muszę wyglądać na rozczochraną.
"Nie mogę odejść, dopóki Margo... pani Drake... nie wróci, proszę pana." Mrugam do niego, powstrzymując się od wędrowania wzrokiem po jego sylwetce.
"Kiedy ma wrócić?" Marszczy brwi, nieświadomy burzy hormonów szalejących w moim ciele. Albo po prostu nieprzejmujący się nimi.
"Wkrótce, może za piętnaście minut. Ma wczesny lunch, a ja pójdę, jak wróci." Brzmię grzecznie i rzeczowo, starając się nie wiercić w wilgotnych butach i mając nadzieję, że nie wyglądam tak źle, jak się czuję.
"Jak tylko wróci, chcę, żebyś poszła się ochłodzić; wydaje się, że tu topnieje. W międzyczasie muszę podyktować list. Może poczujesz się chłodniej tutaj, bo mam otwarte wentylatory." Wskazuje na ścianę okien, zauważam, że żaluzje lekko się poruszają, gdy dostaje się trochę powietrza.
"Gotowa, kiedy pan będzie," mówię, trzymając notatnik, aby przesunąć sprawę do przodu i zabić swoje myśli. Obraca swoje krzesło, patrząc na kanapę po mojej lewej stronie, i wpatruje się w nią, głęboko zamyślony.
"To dla CEO Bridgestone... człowieka o imieniu Eric Compton. Szczegóły znajdziesz w systemie." Jest w trybie biznesowym, ton poważny i skupiony.
"Tak, proszę pana." Zapisuję to w stenografii.
"Emma?" Jego pytający ton przyciąga moją uwagę z powrotem do niego.
"Tak?" Podnoszę wzrok na dźwięk jego głosu.
"Możesz usiąść, wiesz?" Uśmiecha się do mnie, rozbawiony, i wskazuje na krzesło obok swojego biurka, praktycznie w jego polu widzenia.
"Nie gryzę... za bardzo!" Uśmiecha się swoim "wiem, że jestem nieodparty" spojrzeniem. Moje oczy rozszerzają się z alarmem, a ja widzę cienko ukrytą ironię.
