4
„Nie musisz być taka... spięta przy mnie, Emma.” On rozluźnia się w swoim fotelu, niedbale opierając ręce na podłokietnikach. „Możesz trochę odpuścić. Wiem, że jesteś efektywna. Nie wylecisz za to, że się zrelaksujesz.”
Wygląda na rozbawionego, ale we mnie gotuje się irytacja. Nie wszyscy możemy być tacy wyluzowani, Panie Urodzony w Bogactwie. Przyszłam tu do pracy i jestem dumna ze swojego profesjonalizmu; to jedyna dziedzina, w której wiem, że jestem najlepsza.
„To jest moja wersja zrelaksowanej,” odpowiadam sztywno, starając się, by moja twarz nie zdradzała nastroju.
„Jeśli tak mówisz,” odpowiada z irytującym, zarozumiałym uśmieszkiem, który jest drugą twarzą Carrero.
To ta twarz sprawia, że kobiety tracą głowę w mgnieniu oka, ale ma też tę irytującą męską pewność siebie i arogancję, jakby zawsze był na granicy dobrego żartu. To jedna z jego najbardziej irytujących cech.
„Więc, do CEO Bridgestone…?” mówię tonem pełnym napięcia, unosząc brwi i stukając długopisem w notatnik, dając do zrozumienia, że powinniśmy przejść dalej.
Patrzy na mnie z marszcząc brwi, trzymając mój wzrok przez chwilę, niewzruszony, ale go ignoruję, a potem spoglądam w dół na swoje notatki oczekująco.
„Chciałbym, aby kopia listu została wysłana na e-mail mojego ojca i chciałbym, abyś nazywała mnie Jake… jak prosiłem.” Podnosi nogi na biurko, obraca krzesło z powrotem do biurka i patrzy na mnie z zrelaksowanym, zarozumiałym uśmiechem.
„Jeśli tak wolisz.” Nie jestem przyzwyczajona do pracodawców, którzy tak mało dbają o tytuły lub zachowują się tak swobodnie.
Jestem nieco rozczarowana luzem, który widziałam u Margo i Jake’a w ich wzajemnych relacjach, co mnie niepokoi. Oto on, siedzący z nogami na biurku za tysiąc dolarów, jak leniwy nastolatek, co niszczy obraz, jaki miałam o nim.
„Nie jestem panem Carrero… to mój ojciec.” Jego oczy zerkają na zdjęcie na biurku, a ja zauważam w nich cień. Zsuwa nogi z biurka, jakby to jedno słowo, „ojciec”, zabrało mu komfort. To uczucie znika szybciej, niż zdążę je zidentyfikować, i wewnętrznie drżę.
„Dobrze, Jake!” Użycie jego imienia jest niemal bolesne, nawet jeśli nalega. I jest wymuszone. On wraca do uśmiechu, wyglądając na zadowolonego, a ja wstaję, dając do zrozumienia, że zamierzam wyjść.
„Podoba ci się tutaj praca, Emma?” Zaskakuje mnie, gdy pochyla się do przodu na biurku, opierając ramiona przed sobą, zatrzymując moje wyjście na moment. Zatrzymuję się, zaskoczona jego pytaniem.
„Na razie,” odpowiadam bez zastanowienia, zastanawiając się, dlaczego go to w ogóle obchodzi.
„Pięć lat to długi czas, aby pracować w tej firmie.” Pomimo moich zastrzeżeń wobec niego, jego głos jest kojący i zauważam, jak zmienia ton, gdy nie mówi o biznesie.
On ma ten sposób, że przyciąga cię subtelną zmianą, wciągając cię. Jego zrelaksowany, naturalny głos jest prawie zmysłowy, ale przede wszystkim kojący i szczery. Wydaje się, że opanował sztukę rozluźniania ludzi do perfekcji, sztukę sprawiania, że kobiety chcą z nim rozmawiać bez wysiłku.
Bardzo dobry, bardzo sprytny. Zdobywać kobiety udawanym zainteresowaniem. Gładki gracz.
"Chyba jestem kimś, kto lubi trzymać się czegoś i pracować nad tym. Zobaczyć, dokąd mnie to zaprowadzi." Stukam notesem o biodro, starając się nie reagować na ten głos.
"Nie przeszkadza ci, że spędzasz swoje dwudziestki, tracąc życie?" Znów mnie ocenia, coś, co robi za każdym razem, gdy mam z nim do czynienia, i wciąż się do tego nie przyzwyczaiłam. Jego oczy pochłaniają mnie, jakby byłam zagadką do rozwiązania. Chyba interesuję go na jakimś poziomie.
"Perspektywa, panie Carrero; ta praca daje mi możliwości, jakich większość dwudziestosześcioletnich kobiet nigdy nie ma szansy doświadczyć," mówię, wzruszając ramionami, próbując zmusić te ostre oczy, by spojrzały gdzie indziej i przestały mnie rozrywać na kawałki.
"Nigdy nie marzyłaś, żeby być kimś innym?" Patrzy na mnie z zamyśleniem, jeśli nie trochę intensywnie.
"Na przykład?" Przesuwam się na butach. Narastająca niezręczność z jego uwagi staje się trochę ekstremalna, moje zakłopotanie rośnie.
"Stanowisko kierownicze?" Uśmiecha się; jest rozbawiony swoją uwagą, ale ja nie widzę w tym żartu, więc uśmiecham się chłodno.
"Nie mam kwalifikacji do objęcia stanowiska kierowniczego, panie Carrero. Ciężko pracowałam, aby wspiąć się z asystentki administracyjnej do tego miejsca; tu chcę być," odpowiadam, łatwo zirytowana przez niego ponownie.
"Chyba mam szczęście wtedy." Rzuca mi swój uśmiech "mogę oczarować każdego", a ja wewnętrznie się jeżę. Oczywiście wie, że jest przystojny i zbyt dobrze to wykorzystuje. Widziałam, jak podkręca to przy kobietach i wydaje się lubić reakcję, ale przy mężczyznach staje się bardziej koleżeński. Chcę stąd wyjść.
"Może."
"Czas pokaże, panna Anderson. Możesz już iść; zobacz, czy Margo wróciła, żeby cię zastąpić. Ten list nie jest pilny, więc najpierw zjedz lunch." Uśmiecha się do mnie swoim 'uroczym' spojrzeniem, wyraźnie znudzony moim brakiem kobiecego omdlenia, a ja odwracam się, żeby wyjść, wydychając z ulgą.
"Bardzo dobrze, panie... Jake." Rzucam mu napięty uśmiech i zauważam błysk rozbawienia w jego oku, świadoma, że wie, jak bardzo nie lubię nieformalności.
Bardzo dobrze, Carrero; jestem tu dla twojej pieprzonej rozrywki.
Idę w stronę ciężkich drzwi, mój nastrój zepsuty przez jego zadowoloną twarz, gorący bulgot w moim żołądku.
"Zaczekaj. Możesz zarezerwować stolik dla dwóch osób na dzisiejszy wieczór w Manhattan Penthouse na dziewiątą w moim imieniu?" Dodaje szybko, a ja odwracam się, by skinąć głową, że go usłyszałam, twarz bez wyrazu.
Ciekawe, która towarzyszka będzie dziś winowana i jedzona?
