7

Jest po dwunastej. Moja głowa jest trochę zamroczona i zatkana, bo w biurze teraz jest duszno, aż robi mi się niedobrze. Dzwoniłam do działu technicznego dwa razy, żeby dowiedzieć się, dlaczego jeszcze nie naprawili klimatyzacji; zamiast zimnego powietrza wydmuchuje tropikalne gorąco, piekąc nas wszystkich. Moja twarz płonie, a puls bije tak szybko i mocno, jakbym biegła sprintem. Moje ubrania kleją się do mnie od wilgoci, a ja jestem zirytowana, bo nie mogę oddychać ani znaleźć ulgi. To jest przytłaczające.

Margo poszła na lunch, a ja mam ją zastąpić po jej powrocie. Ona też ledwo wytrzymywała w tym upale, ale powiedziałam jej, że dam radę zostać, chcąc udowodnić swoje umiejętności.

Zawsze bohaterka, Emma! Dobry ruch.

To ogromny znak zaufania i myślę, że Margo testuje moje zdolności, zostawiając mnie samą do ogarnięcia wszystkiego w trakcie napiętego harmonogramu. Minęły trzy dni od powrotu Jake'a, a ja czuję, że Margo coraz bardziej na mnie polega, że spełniam jej oczekiwania i radzę sobie ze wszystkim.

Moja centralka się rozświetla, a moje wnętrzności się napinają, gdy głos pana Carrero rozbrzmiewa przez interkom. Nie mogę znieść tego gorąca na policzkach, a moja bluzka klei się w miejscach, w których nigdy wcześniej się nie kleiła, przywierając jak druga skóra. Obsesyjnie patrzę na zegar, czekając na jej powrót, żeby mnie na godzinę odciążyła od tego przeklętego, piekielnego sauny, zanim zemdleję.

"Emma, możesz tu przyjść, proszę?" mówi głęboko, nisko i seksownie. Na dźwięk jego głosu czuję znajome mrowienie w brzuchu, nad którym nadal nie mam kontroli.

Zawaham się, ale odpowiadam: "Tak, panie Carrero." To nie jest to, czego potrzebuję, kiedy rozpuszczam się w kałużę na krześle i już jestem wytrącona z równowagi.

Cholera. Cholera. Cholera.

Wstaję, próbując odkleić bluzkę od pleców i wygładzić ją bez powodzenia. Biorę notatnik i długopis i przechodzę obok otwartych drzwi biura Margo, wchodząc do jego, popychając ciężkie, ciemne drewno i wsuwając się do środka. Chcę to szybko załatwić.

"Tak, panie Carrero?"

Wygląda dziś swobodnie uwodzicielsko, siedząc za biurkiem wśród otwartego laptopa i stosów teczek. Jego jasnoniebieska koszula ma rozpięte dwa górne guziki przy szyi, jego ciemne włosy są potargane, jakby przeczesał je rękami, a rękawy są podwinięte, odsłaniając jeden z tatuaży na wewnętrznej stronie lewego ramienia, przypomnienie o jego buntowniczych latach młodzieńczych. Wiem, że ma kilka tatuaży na całym ciele, wszystkie czarne plemienne wzory i symbole z obrazów, które widziałam w internecie. Efekt jest oszałamiający, nawet na mnie, i staram się nie reagować, zirytowana, że nadal tak na mnie działa.

"Czy dział techniczny zrobił jakieś postępy w naprawie klimatyzacji? Jest tu zbyt gorąco!" Opiera się, kładąc ręce za głowę w bardzo męski sposób. Rozciąga się, prezentując swoją piękną sylwetkę, jego bicepsy powiększają się, napinając materiał koszuli. Trudno nie poczuć lekkiego przyspieszenia tętna.

Patrz w dół!

"Dzwoniłam dwa razy, panie. Podobno nad tym pracują." Trzymam oczy odwrócone, mówiąc tonem tak normalnym, jak to możliwe.

"Emma, wyglądasz, jakbyś miała zaraz zemdleć; myślę, że powinnaś zejść na inne piętro i się ochłodzić." Jego oczy przebiegają po mnie; jestem już świadoma, że muszę wyglądać niechlujnie. Czuję to. Ale zemdlenie miałoby więcej wspólnego z tym, jak teraz siedzi, a moje ciało jest nadmiernie świadome, jak bardzo seksownie wygląda w samej koszuli. To jakoś usuwa formalność.

Naprawdę, Emma? To twój szef!

"Nie mogę wyjść, dopóki Margo... pani Drake... nie wróci, panie." Mrugam do niego i opieram się pokusie, by moje oczy wędrowały po jego sylwetce.

"Kiedy ma wrócić?" Marszczy brwi, nieświadomy burzy hormonów szalejącej w moim ciele. Albo po prostu nieprzejmujący się nią.

"Wkrótce, może za piętnaście minut. Jest na lunchu wcześniej, a ja wyjdę, jak wróci." Brzmię uprzejmie i rzeczowo, starając się nie wiercić w mokrych butach i mając nadzieję, że nie wyglądam tak okropnie, jak się czuję.

Czuję się.

„Jak tylko wróci, chcę, żebyś się ochłodziła; tu na górze czuję się, jakby się topiło. W międzyczasie muszę podyktować list. Może poczujesz się chłodniej tutaj, bo mam otwarte nawiewy.” Wskazuje na ścianę okien, a ja zauważam, że żaluzje lekko się poruszają, gdy wpada trochę powietrza. Ma rację; tu jest chłodniej... minimalnie. No, byłoby, gdyby nie siedział i nie patrzył tak na mnie.

Emma, znowu? Naprawdę?

„Gotowa, kiedy ty,” mówię, trzymając notatnik, żeby ruszyć do przodu i zabić swoje myśli. Obraca swoje krzesło, zwracając się w stronę kanapy po mojej lewej, i patrzy na nią, głęboko zamyślony.

„To dla CEO Bridgestone... człowieka o imieniu Eric Compton. Znajdziesz jego dane w systemie.” Jest w trybie biznesowym, ton poważny i skupiony.

„Tak jest, panie.” Zapisuję to skrótem.

„Emma?” Jego pytający ton przyciąga moją uwagę z powrotem do niego.

„Tak?” Podnoszę głowę na dźwięk jego głosu. Pewna, że zrobiłam coś, co mu się nie podoba, chwilowo zdezorientowana.

„Możesz usiąść, wiesz?” Uśmiecha się do mnie, rozbawiony, i kiwa głową na krzesło obok swojego biurka, praktycznie w jego polu widzenia. To dlatego obrócił swoje krzesło. Rumienię się i nagle siadam przed nim. Odkąd zaczęłam dla niego pracować, nienawidzę, że moja niezdolność do kontrolowania rumieńców wróciła, ale on ma talent do sprawiania, że czuję się dziecinnie.

„Nie gryzę... za bardzo!” Uśmiecha się swoim „wiem, że jestem nieodparty” spojrzeniem. Moje oczy natychmiast spotykają jego, zaniepokojone, i widzę ledwo skrywane poczucie humoru. Daję krótki, zakłopotany uśmiech, żeby ukryć swoją reakcję, moje serce przyspiesza, a ja wewnętrznie karcę swoją głupotę.

On jest żartownisiem. Jasne. Zrozumiałam. Nie bierz wszystkiego tak dosłownie!

„Wiem, że nie gryziesz.” Uśmiecham się chłodno, na zewnątrz niewzruszona, mimo nieregularnego bicia serca i szalonych dreszczy na skórze. Jestem na siebie zła.

„Nie musisz być tak... sztywna przy mnie, Emma.” Rozluźnia się na swoim krześle, swobodnie kładąc ręce na podłokietnikach.

„Sztywna?” Patrzę mu w oczy, unikając podążania za ruchem jego rąk. Delikatne podrażnienie wzbiera we mnie, skutecznie tłumiąc wszystko inne; nie jestem dobra w przyjmowaniu męskiej krytyki.

Szczególnie odnośnie mojego zachowania.

„Możesz się trochę rozluźnić. Wiem, że jesteś efektywna. Nie zostaniesz zwolniona za relaks.” Wygląda na rozbawionego, ale irytacja kłębi się gdzieś głęboko we mnie. Przyszłam tu pracować i jestem dumna z mojego profesjonalizmu; to jedyna dziedzina, w której wiem, że się wyróżniam.

Nie wszyscy możemy być wyluzowani, Panie Urodzony w Bogactwie. Nie wszyscy możemy oczarować ludzi uśmiechem i mieć beztroskie życie z szczęśliwym dzieciństwem i nieodpartymi twarzami.

„To ja rozluźniona,” odpowiadam sztywno, starając się, aby moja twarz nie zdradzała mojego nastroju.

Tak rozluźniona, jak mnie kiedykolwiek zobaczysz, Panie Carrero, biorąc pod uwagę, że jestem opłacana za pracę, a nie za schlebianie twojemu ego.

Poutam wewnętrznie, unikając bezpośredniego spojrzenia. Unosi brew i uśmiecha się nieskrępowanie, pewny siebie, ale tym razem mnie to irytuje.

„Jeśli tak mówisz,” odpowiada z tym irytującym, zadowolonym z siebie wyrazem twarzy, który jest drugą stroną Carrero. To ten wyraz twarzy, który sprawia, że kobiety w mig zdejmują majtki, ale ma też tę irytującą męską pewność siebie i zarozumiałość, jakby zawsze był na granicy dobrego żartu. To musi być jedna z jego najbardziej irytujących cech.

„Więc, do CEO Bridgestone...?” mówię z napiętym tonem, unosząc brwi i stukając długopisem w notatnik, dając do zrozumienia, że powinniśmy przejść dalej. Nie aprobuje jego nadmiernej poufałości. Choć widziałam go takiego z Margo, jestem zdecydowana, że ta relacja zawodowa pozostanie na profesjonalnym poziomie. Mam za dużo do stracenia. Pracowałam za ciężko, żeby tu dotrzeć.

Marszczy brwi, patrząc mi w oczy przez chwilę, niewzruszony, ale ignoruję go, potem patrzę w dół na swoje notatki, oczekując, że podyktuje, co chce, żebym zapisała.

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział