Rozdział 1 Chodźmy razem do piekła

Cień'POV:

Zostawiłam krew na kajdanach, gdy się uwolniłam. Ostatnie spojrzenie na sterylnie białą salę, w której planowali wydobyć moje DNA, a potem wyrzucić mnie jak śmieci. Ironia, że myśleli, iż zwykłe środki uspokajające i łańcuchy mnie powstrzymają – mnie, osobę, którą szkolili, by uciekała z każdego zamknięcia.

Poruszałam się cicho przez korytarz, eliminując strażników z metodyczną precyzją. Skręcony kark. Przecięta tętnica szyjna. Zgnieciona tchawica. Różnicowałam metody zabijania z zawodowego nawyku. Niektórzy umierali, nawet nie zdając sobie sprawy, że tam byłam, ich ciała bezgłośnie osuwały się na podłogę.

Słyszałam, jak panika rozprzestrzenia się przez system komunikacyjny placówki.

"Cień uciekła!" Głos technika drżał ze strachu. "Jak to możliwe? Była uspokojona taką ilością narkotyków, że mogłyby zabić słonia!"

Pozwoliłam sobie na mały, zimny uśmiech. Nigdy nie rozumieli, co we mnie stworzyli. Trzynaście lat ich najbrutalniejszego szkolenia nauczyło mnie metabolizować toksyny, ignorować ból i działać na najwyższych obrotach w niemożliwych warunkach.

Głos szefa ochrony rozległ się następny: "Wszystkie jednostki, alarm priorytetowy! Obiekt Cień uciekł z zamknięcia. Znaleźć ją natychmiast!"

Wślizgnęłam się do systemu wentylacyjnego, kierując się w stronę niższych poziomów. Mój plan już był w toku. Chcieli mnie zniszczyć? Dobrze. Ale upewnię się, że zabiorę całą wyspę – i wszystkie dowody ich eksperymentów – ze sobą.

Z mojej ukrytej pozycji słuchałam, jak dyrektor placówki wydaje polecenia.

"Aktywować wszystkie protokoły bezpieczeństwa wyspy. Przygotować system zdalnej detonacji. Nic – i mam na myśli nic – nie może opuścić tej wyspy."

Nic nie opuści tej wyspy, zgodziłam się w myślach. Włącznie z wami.

Zeskoczyłam na poziom techniczny, szybko unieszkodliwiając strażników tam stacjonujących. Nawet nie mieli czasu wezwać pomocy. Przemieszczając się do pomieszczenia z generatorem zapasowym, metodycznie łamałam zabezpieczenia zbiorników z olejem napędowym. Gęsty, ostry zapach paliwa wypełnił powietrze, gdy zaczęło się rozlewać po podłodze, płynąc kanałami odwadniającymi na niższe poziomy.

Następny przystanek: skrzydło badawcze. Chciałam doktora Sandersa. Człowieka, który mnie przypiął, który tak swobodnie mówił o pobieraniu mojego materiału genetycznego przed "zakończeniem źródła" – jakbym była tylko okazem laboratoryjnym.

Znalazłam go, gdy próbował zniszczyć pliki badawcze. Nie usłyszał, jak weszłam.

"Witaj, doktorze," wyszeptałam mu do ucha.

Jego krzyk był krótki.

Szłam w stronę pomieszczenia monitoringu, trzymając głowę doktora Sandersa za włosy w lewej ręce. Krew kapała mi po ramieniu, ale nie obchodziło mnie to. Chciałam, żeby go zobaczyli. Chciałam, żeby wiedzieli, co nadchodzi.

Precyzyjnie umieszczony ładunek wybuchowy – jeden złożony z materiałów znalezionych w biurze ochrony – wysadził wzmocnione drzwi z zawiasów. Przez dym i gruz, spokojnie weszłam do pokoju, gdzie zgromadziło się kierownictwo placówki.

Widziałam przerażenie na ich twarzach, gdy weszłam. Szef badań ściskał twardy dysk – zapewne moje dane genetyczne. Dyrektor powoli sięgał po czarny detonator, który wiedziałam, że ma przy sobie.

"Nie uciekniesz, Cieniu," powiedział, jego głos był bardziej stabilny niż jego drżące palce. "Cała ta placówka jest wyposażona w ukierunkowane ładunki wybuchowe. Jeden nacisk i wszystko się kończy."

Nic nie czułem, patrząc na tych ludzi. To oni ukradli mi życie, zanim się jeszcze zaczęło. Od chwili, gdy zabrali mnie jako niemowlę, byłem dla nich tylko bronią.

Trzynaście lat warunkowania, niekończących się ćwiczeń bojowych, systematycznego niszczenia wszelkich śladów normalnych ludzkich emocji. Pamiętam pierwszy raz, kiedy zmusili mnie do zabicia – miałem sześć lat. W wieku dwunastu lat potrafiłem zabić cel na szesnaście różnych sposobów, używając tylko przedmiotów domowego użytku. W wieku piętnastu lat rządy potajemnie licytowały się o moje usługi.

W wieku siedemnastu lat zdobyłem tytuł numer jeden na Światowym Rankingu Zabójców, z zerową liczbą niepowodzeń. Moi opiekunowie świętowali każdy sukces, każde niemożliwe zabójstwo, obsypując mnie pustymi pochwałami, jednocześnie izolując od świata.

Aż zaczęli się mnie bać.

Zrozumieli, że stworzyli coś zbyt potężnego, by to kontrolować. Więc zabrali mnie tutaj, do tej placówki na wyspie, pod pretekstem „zaawansowanego szkolenia”. W rzeczywistości chcieli mojego materiału genetycznego, aby stworzyć więcej takich jak ja – bardziej uległych wersji, które mogliby kontrolować.

Potem planowali się mnie pozbyć.

Moje oczy przesuwały się od twarzy do twarzy, zapamiętując każdą osobę, która autoryzowała moje wykonanie. Zobaczyłem szefa badań, próbującego po cichu zbliżyć się do bocznego wyjścia, wciąż trzymającego twardy dysk.

"Rzuć to," rozkazałem, mój głos był miękki, ale ostry jak brzytwa.

Zamarł, po czym powoli położył dysk na podłodze.

"Wyłączyłem wszystkie systemy generatorów zapasowych," powiedziałem spokojnie. "Olej napędowy z magazynów rozprzestrzenia się po całej podziemnej placówce, jak mówimy."

Wyciągnąłem własny detonator – skradziony ze skrytki z materiałami wybuchowymi podczas ucieczki. "Kiedy wasze skierowane ładunki wybuchowe zadziałają, zapalą rozlany olej. Wynikła eksplozja będzie kilkakrotnie silniejsza niż planowaliście, wystarczająca, by zniszczyć strukturę geologiczną wyspy."

Palec dyrektora drżał nad jego detonatorem. "Ty też zginiesz."

"Umarłem w dniu, gdy mnie zabraliście," odpowiedziałem, nic nie czując. "To tylko czyni to oficjalnym."

"Daliśmy ci wszystko!" krzyknął dyrektor, desperacja przełamywała jego profesjonalną fasadę. "Zrobiliśmy z ciebie najlepszego!"

"Zrobiliście ze mnie potwora," poprawiłem go. "A teraz wasz potwór wrócił do domu."

Dyrektor rzucił się po broń strażnika stojącego obok. Nawet nie musiałem myśleć, gdy wyciągnąłem mały nóż z rękawa, trafiając go w gardło. Upadł, chwytając się za ranę, gdy krew płynęła między jego palcami.

"Chodźmy razem do piekła," szepnąłem, naciskając przycisk.

Umierający dyrektor odruchowo aktywował swój własny detonator. W całej placówce precyzyjnie rozmieszczone ładunki zaczęły eksplodować jeden po drugim. Tak jak obliczyłem, te kontrolowane eksplozje zapaliły olej napędowy nasycający niższe poziomy.

Reakcja łańcuchowa była katastrofalna. Początkowe eksplozje wywołały wtórne wybuchy, które rozbiły fundamenty placówki. Struktura geologiczna wyspy, już osłabiona przez dekady tajnych wykopalisk, nie wytrzymała siły.

Gdy sala monitoringu zaczęła się walić wokół mnie, stałem nieruchomo, obserwując, jak moi oprawcy bezskutecznie próbują ucieczki. Sufit pękł, a potem całkowicie się zawalił. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłem, była ściana wody wpadająca, gdy Morze Karaibskie pochłaniało to, co pozostało z placówki – i mnie razem z nią.

Następny Rozdział