Rozdział 2 Nieznajomy w lustrze
Podniesione głosy wyrwały mnie z nieprzytomności. Ostre, jarzeniowe światła, które wydawały się pochodzić z gabinetu pielęgniarki szkolnej, raziły mnie w oczy, gdy próbowałem się zorientować.
"Moja córka zemdlała na lekcji WF-u i uderzyła się w głowę! Myślicie, że po prostu zaakceptuję tę żałosną wymówkę jako rekompensatę?" Kobieta z tanimi blond pasemkami i zbyt dużą ilością makijażu machała kawałkiem papieru przed zmęczoną kobietą w fartuchu.
"Pani Morgan, jak już wyjaśniłam, Jade miała niski poziom cukru we krwi. Jej badanie wykazało, że prawie nic nie jadła przez cały dzień. Szkoła spełniła wszystkie protokoły bezpieczeństwa—"
"Nie wciskaj mi tego biurokratycznego gówna! Wy jesteście odpowiedzialni za—"
"Obie się zamknijcie!" Słowa opuściły moje usta, zanim zdążyłem przetworzyć, co się dzieje.
Obie kobiety odwróciły się do mnie, zszokowane. Byłem równie zaskoczony nieznanym głosem, który wydobył się z mojego gardła. Spojrzałem w dół i zobaczyłem grube ramiona, których nie rozpoznawałem.
Co do diabła?
Telewizor zamontowany w rogu pokoju nagle przyciągnął moją uwagę.
"Pilne wiadomości: Ogromna eksplozja zniszczyła prywatną wyspę na Karaibach około godziny 7:10 rano. Niezamieszkana wyspa, podobno należąca do anonimowej europejskiej grupy inwestycyjnej, wydaje się być całkowicie zniszczona. Straż Przybrzeżna informuje, że nie ma ocalałych..."
Fala wspomnień uderzyła we mnie. Ośrodek. Eksplozje. Moja śmierć.
A jednak tu byłem, wyraźnie żywy, ale w ciele kogoś innego.
Jak tsunami zalewające brzeg, obce wspomnienia zalały moją świadomość. Korytarze szkolne. Drwiący śmiech. Wątły chłopiec z utykaniem. Mała, słabo oświetlona sypialnia.
Jade Morgan. Imię wypłynęło z potoku wspomnień.
Ból przeszył moje skronie, gdy dwa zestawy doświadczeń życiowych zderzyły się w moim mózgu. Przycisnąłem ręce do głowy, zaciskając oczy.
"Wszyscy wyjść," rozkazałem przez zaciśnięte zęby. "Teraz."
"Jade, muszę sprawdzić twoje—" zaczęła pielęgniarka.
"WYJDŹ!" warknąłem z taką siłą, że obie kobiety cofnęły się w stronę drzwi.
Blondynka—Linda Morgan, moja rzekoma matka w tym życiu—rzuciła mi gniewne spojrzenie. "Porozmawiamy o tym zachowaniu, gdy wrócisz do domu," warknęła, zanim wyszła.
Gdy zostałem sam, potknąłem się do małej łazienki przylegającej do gabinetu pielęgniarki. Oparłem się o umywalkę i spojrzałem w górę.
Twarz w lustrze nie była moja. Okrągłe policzki, podwójny podbródek, mysie brązowe włosy związane w niechlujny kucyk. Ale oczy—były ostre, kalkulujące. Moje oczy, jakoś, w tej nieznanej twarzy.
Studiowałem odbicie bardziej uważnie. Cechy nie były złe—właściwie dość delikatne i dobrze proporcjonalne pod dodatkową wagą. Tłuszcz na twarzy nie mógł całkowicie ukryć tego, co wydawało się być przyzwoitą strukturą kości.
"Jade Morgan," wyszeptałem, testując imię na języku. "Lepsze niż Shadow, przypuszczam. Przynajmniej brzmi jak normalna osoba."
Ochłodziłem twarz zimną wodą, zmuszając się do logicznego myślenia. W jakiś sposób, ja—Shadow, najgroźniejszy zabójca na świecie—przeżyłem zniszczenie wyspy, przenosząc się do ciała tej nastolatki.
Ciche pukanie przerwało moją ocenę. Pielęgniarka wychyliła głowę. "Jade? Czujesz się lepiej? Twoje wyniki cukru we krwi się stabilizują."
"Jestem w porządku," odpowiedziałem, zdziwiony, jak naturalnie zareagowałem na to imię. "Potrzebowałem tylko chwili samotności."
"Zmarnowałam tu już wystarczająco dużo czasu," oznajmiła Linda Morgan, gdy wychodziliśmy ze szkoły. Sprawdziła dramatycznie zegarek. "Muszę wracać na zmianę w fabryce."
Nic nie powiedziałam, obserwując tę kobietę. Surowe linie wokół ust, tanie ubrania próbujące na siłę wyglądać na drogie, zgorzkniałość w postawie - emanowała z niej uraza.
Grzebała w torebce i wyciągnęła kilka pomiętych dolarów oraz cukierki. "Masz. Weź autobus do domu." Wcisnęła mi je bez nawiązania kontaktu wzrokowego. "Zjedz to, jeśli znowu poczujesz się słabo. Nie stać mnie na kolejny dzień wolnego przez ciebie."
Wzięłam ofiarowane rzeczy w milczeniu, patrząc, jak spieszy się w stronę zardzewiałego sedana na parkingu. To mama Jade, teraz moja mama: Linda Morgan, pracownica linii produkcyjnej, wiecznie zła na świat za swoje miejsce w życiu, wyładowująca się na najstarszej córce.
Schowałam cukierki do kieszeni, ale wpatrywałam się w pomięte banknoty w ręce. Trzy dolary nie wystarczyłyby nawet na pełny bilet autobusowy do naszej dzielnicy.
Wcisnęłam pieniądze do kieszeni i zaczęłam iść. Według wspomnień, które teraz osiadały w mojej głowie, dom znajdował się w biednej dzielnicy około dwóch mil stąd. Spacer da mi czas na przemyślenie wszystkiego.
Byłam już prawie w domu, gdy zauważyłam autobus podjeżdżający na przystanek przed nami. Wśród kilku wysiadających pasażerów był szczupły chłopak z wyraźnym utykaniem. Coś we mnie rozpoznało go natychmiast: Max Morgan. Mój brat, jak przypuszczam.
Zauważył mnie, gdy poprawiał plecak, oczy lekko rozszerzyły się za okularami w drucianych oprawkach. Bez słowa sięgnął do plecaka i wyciągnął napój energetyczny, podając mi go, gdy podeszłam.
Wzięłam napój, nasze palce na chwilę się zetknęły. "Dzięki," powiedziałam.
Kiwnął głową raz, potem odwrócił się i kontynuował swoją utykającą wędrówkę do domu.
Mieszkanie rodziny Morgan znajdowało się w zrujnowanym kompleksie na obrzeżach Cloud City. Od razu skierowałam się do pokoju Jade - małej przestrzeni z pojedynczym łóżkiem.
Moje nowe ciało było wyczerpane. Mentalne napięcie związane z integracją zabójczych umiejętności i wspomnień Shadowa z codziennym życiem Jade dawało się we znaki. Padłam na łóżko i natychmiast zapadłam w głęboki sen.
Kilka godzin później obudziło mnie agresywne walenie do drzwi.
"Hej, grubasie! Wstawaj!" Przenikliwy głos dziewczyny przeszył drzwi. "Mama mówi, że dziś musisz zrobić kolację! Rusz swój leniwy tyłek!"
Usiadłam, natychmiast czujna. Emily Morgan - piętnastoletnia siostra Jade i jej stała prześladowczyni, według wspomnień, które teraz osiadały w mojej głowie.
"Wiem, że tam jesteś! Jeśli znowu będę musiała jeść obiad z mikrofalówki, bo jesteś zbyt zajęta obżeraniem się przekąskami, przysięgam, że..."
Rzuciłam drzwi otwarte, patrząc na zaskoczoną dziewczynę. Emily była wszystkim, czym Jade nie była - szczupła, konwencjonalnie ładna i absolutnie złośliwa.
"Problem?" zapytałam cicho.
Emily mrugnęła, wyraźnie zaskoczona czymś w moim zachowaniu. Jade, którą znała, opuściłaby ramiona, unikała wzroku i mamrotała nieśmiałe "przepraszam", zanim powlokłaby się do kuchni. Zamiast tego, stała przed nią ktoś, kto bez mrugnięcia okiem wykonywał egzekucje na mężczyznach dwa razy większych od niej.
"M-mama powiedziała, że masz gotować," wydukała, robiąc nieświadomy krok w tył.
Obserwowałam ją, przeglądając wspomnienia Jade o codziennych prześladowaniach z jej strony. Młoda, ale z okrucieństwem, które wykraczało poza typową nastoletnią złośliwość.
Mała wiekiem, ale wielka w złośliwości. Ta zdecydowanie potrzebuje lekcji szacunku.










































































































































































































































