Rozdział 7 Dług do spłaty

Kroki—precyzyjne, kontrolowane, na poziomie wojskowym—zbliżały się z tej samej strony, w którą zniknął Alexander. Bez chwili wahania chwyciłam nożyce ogrodowe z rabatki i zaczęłam gorączkowo przycinać przerośniętą trawę przy płocie, gdzie w świetle księżyca błyszczały krople krwi.

Mężczyzna w czarnej kurtce taktycznej zaokrąglił róg, skanując naszą ulicę z metodyczną precyzją. Jego postawa była sztywna, ruchy oszczędne. To nie był typowy zagubiony turysta.

Kontynuowałam przycinanie trawy z pozorną beztroską, utrzymując równomierny oddech, jednocześnie śledząc jego ruchy kątem oka. Gdy się zbliżył, poczułam znajomy zapach—olej do broni, wysokiej klasy sprzęt taktyczny i ten charakterystyczny podtekst niebezpieczeństwa, który noszą tylko profesjonalni zabójcy. Zapach, który kiedyś nosiłam jak drogie perfumy.

"Przepraszam," powiedział, głos kontrolowany i równy. Jego oczy skanowały mnie, podwórko, dom za mną—katalogując każdy szczegół, nie zdradzając niczego. "Czy widziałaś tu niedawno młodego mężczyznę? Około sześciu stóp wzrostu, ciemne włosy, możliwe że ranny?"

Uśmiechnęłam się obojętnie, wyrażając się jak nieświadoma nastolatka. Tymczasem moje ręce nie przestawały pracować, metodycznie przycinając trawę i pozwalając świeżym ścinkom dokładnie przykryć ślad krwi, który zostawił Alexander.

"Przepraszam, nie widziałam nikogo takiego," odpowiedziałam, ostry zapach skoszonej roślinności wznosił się, maskując metaliczny zapach krwi. "Chociaż myślałam, że słyszałam kogoś biegnącego w tamtą stronę jakieś dziesięć minut temu." Wskazałam swobodnie w przeciwnym kierunku, niż faktycznie poszedł Alexander.

Nozdrza mężczyzny lekko się rozszerzyły—wyczuł zapach krwi, ale nie mógł go teraz zlokalizować, ponieważ przykryłam go ostrym zapachem świeżo skoszonej trawy.

"Jesteś pewna? To ważne, żeby go znaleźć." Jego ręka subtelnie przesunęła się w stronę pasa.

"Pewna," wzruszyłam ramionami, patrząc mu prosto w oczy. "Tylko my i szopy tutaj. Ale jak mówiłam, myślałam, że słyszałam kroki zmierzające w tamtą stronę." Ponownie skinęłam głową w niewłaściwym kierunku.

Zawahał się, oczy lekko się zwęziły. Potem skinął raz głową i ruszył w stronę, którą wskazałam, postawa czujna, ale cel błędny. Patrzyłam, jak odchodzi, palce wciąż zaciśnięte na nożycach ogrodowych. Gdy zniknął za rogiem, zebrałam trawę zabrudzoną krwią i wyrzuciłam ją do środka. Potem zamknęłam wszystkie drzwi i poszłam spać.


"Znowu wstałaś wcześnie," powiedział Max następnego ranka, wręczając mi banknot pięćdziesięciodolarowy, gdy wracałam z porannego biegu. Pot zlepiał moją koszulkę do ciała, ale czułam się dobrze—silniejsza. Moje ciało reagowało na wprowadzone przeze mnie treningi.

"Karta do szkolnej stołówki," wyjaśnił, gdy uniosłam brew na widok pieniędzy. "Zauważyłem, że od tygodni nie prosiłaś Lindy o pieniądze na lunch."

Złożyłam banknot do kieszeni, czując dziwne połączenie wdzięczności i upokorzenia. W poprzednim życiu jako Shadow miałam nieograniczone fundusze do dyspozycji. Teraz żyłam z jałmużny od mojego kulejącego nastoletniego brata.

"Dzięki," powiedziałam po prostu.

Max zmienił ciężar ciała, dostosowując postawę, aby zmniejszyć nacisk na złą nogę. Wtedy zauważyłam jego buty—kiedyś białe trampki, teraz szare od starości, podeszwy wytarte, krawędzie postrzępione.

"Oddam ci," obiecałam, mając to na myśli.

Uśmiechnął się. "Czym? Twoją ogromną fortuną?"

"Kiedyś," odpowiedziałam, a coś w moim tonie sprawiło, że jego uśmiech lekko zbladł.


Rozstaliśmy się na przystanku autobusowym. Max poszedł na autobus publiczny, a ja uparłam się, żeby iść pieszo, aby kontynuować budowanie wytrzymałości. Rzucił mi zaniepokojone spojrzenie przed wejściem, ale nie protestował.

Poranek był piękny—rześkie powietrze, śpiew ptaków, słabe promienie słońca przesączające się przez drzewa. Po latach spędzonych w sterylnych placówkach lub ciemnych miejskich kryjówkach, zacząłem doceniać te proste doznania. Miękki chrzęst żwiru pod stopami. Odległy szum ruchu ulicznego. I wtedy—

Czarny kompaktowy SUV bez tablic rejestracyjnych nagle przyspieszył zza rogu, opony piszczały, gdy wjechał na krawężnik i skierował się prosto na mnie.

Obróciłem się natychmiast, mięśnie reagowały z ułamkiem dawnej szybkości, ale wciąż wystarczająco szybko. Pojazd minął mnie o włos, lusterko boczne zahaczyło o mój plecak, gdy przejeżdżał obok.

Zanim zdążył całkowicie się zatrzymać, cztery drzwi otworzyły się i wyskoczyło czterech mężczyzn.

Pierwszy był wysoki i szczupły, poruszał się z wyćwiczoną sprawnością. Dwóch średniego wzrostu mężczyzn flankowało go, a na końcu szedł muskularny olbrzym.


Perspektywa Aleksandra:

Chodziłem powoli po wschodnim skrzydle naszej nowojorskiej rezydencji, rana pulsowała pod prostym t-shirtem, który założyłem po pozbyciu się zakrwawionej koszuli od projektanta. Prywatny lot z Cloud City był szybki, ale niekomfortowy z moją kontuzją.

Wujek Ethan podniósł wzrok, gdy wszedłem, natychmiast wstając z skórzanego fotela.

"Powinieneś odpoczywać," powiedział, a w jego głosie było słychać troskę.

"Nic mi nie jest," odpowiedziałem, choć nie mogłem powstrzymać grymasu bólu, gdy siadałem na krześle naprzeciwko niego. "Kula tylko mnie musnęła."

"A ładunek?"

Moja twarz mimowolnie się zacisnęła. "Stracony. Zaatakowali mnie, zanim zdążyłem go zabezpieczyć."

Wujek Ethan kiwnął głową, niezdziwiony. "Zajmiemy się tym."

"Wujku, o tej dziewczynie, która mi pomogła—" zacząłem, chcąc porozmawiać o dziwnej nastolatce, która uratowała mi życie.

"Uczennica, która napisała numer swojego konta na twoim ramieniu?" Jego usta wykrzywiły się w lekki uśmiech. "Dość pomysłowa z jej strony."

Patrzyłem na niego, zaskoczony. "Skąd ty—"

"Zauważam rzeczy, Alex. To dzięki temu przetrwaliśmy tak długo." Podszedł do baru i nalał dwie szklanki wody. "Opowiedz mi o niej."

"Nie było za wiele czasu na rozmowę," przyznałem, myśląc o tamtych napiętych chwilach. "Ale wiedziała, że zostałem postrzelony, zanim jej cokolwiek powiedziałem. Wiedziała dokładnie, gdzie mnie wysłać, żeby uniknąć moich prześladowców. Poruszała się... inaczej niż zwykła nastolatka."

Wujek Ethan podał mi szklankę, jego wyraz twarzy był zamyślony. "Interesujące."

"Chciałbym wrócić i podziękować jej osobiście."

"To byłoby nierozsądne," odpowiedział stanowczo. "Nazwisko Haxton przyciąga uwagę. Niebezpieczną uwagę. Chcesz sprowadzić to na jej próg?"

Zmarszczyłem brwi, ale przytaknąłem niechętnie. Miał rację, jak zwykle.

"Poza tym," kontynuował wujek Ethan, "powinieneś skupić się na swojej rekonwalescencji albo znalezieniu innego specjalisty dla stanu mojego ojca." Zatrzymał się. "Mówiąc o specjalistach, szkoda z powodu Shadow."

"Zabójca? Co z nim?" zapytałem, zdezorientowany nagłą zmianą tematu.

"Martwy," odpowiedział po prostu. "Potwierdzone w zeszłym tygodniu. Szkoda. Mógł być wystarczająco zręczny, żeby pomóc w naszej sytuacji."

Wujek Ethan wrócił do swojego biurka, gdzie leżał otwarty plik. Zauważyłem rozrzucone zdjęcia i dokumenty—fragmenty informacji o najbardziej nieuchwytnym zabójcy świata. Duch, którego płeć, narodowość i wygląd pozostawały nieznane większości—ale najwyraźniej nie mojemu wujkowi.

Później tej nocy siedziałem w swoim apartamencie, wpatrując się w ekran laptopa. Rozważałem to samo pytanie od godziny: ile pieniędzy wysłać dziewczynie, która uratowała mi życie?

Zbyt dużo mogłoby przestraszyć zwykłą nastolatkę. Za mało byłoby obraźliwe. I musiałem wziąć pod uwagę przepisy bankowe—duże przelewy automatycznie wzbudzały podejrzenia.

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział