Rozdział 211

Kiedy Daniel i ja dotarliśmy do autobusu, była dokładnie dziesiąta.

Nie byliśmy nawet ostatni.

Połowa grupy wchodziła jakby dopiero co wstała z łóżka.

Nie ruszyliśmy do miejsca docelowego aż do dziesiątej trzydzieści.

Ranek był wypełniony wizytami w showroomach.

Za dużo logotypów, za dużo sztucznych...

Zaloguj się i kontynuuj czytanie