Rozdział 115

Oczywiście.

Oczywiście, że następnego ranka internet się rozpadł.

Siorbałam mój przepłacony latte z mlekiem owsianym w spokoju, przewijając maile, gdy Peppa—czyli szkocki huragan na koturnach—wtargnęła do biura jak naładowana kofeiną banshee.

„KOCHANIE! Jesteś cholernie na topie!”

Mrugnęłam. „Co?”

„...

Zaloguj się i kontynuuj czytanie