Rozdział 5
Po traumie wywołanej woskiem, zostałam zaprowadzona przez kobietę o imieniu Soleil do pokoju zabiegów na twarz. Mówiła uspokajającym tonem i miała ręce jak elegancka zabójczyni.
„To pomoże oczyścić pani pory, pani Williams,” mruczała.
Nie powiedziała jednak, że oczyszczanie porów przypomina atak małych, wściekłych armii elfów uzbrojonych w wykałaczki. Nie podobało mi się to. Czułam się wykorzystana, czułam się bezbronna, czułam się zraniona.
„Oddychaj przez ból,” powiedziała, dziurawiąc moją twarz jakby sprawdzała, czy tynk jest mocny.
Przysięgam, że w pewnym momencie powiedziałam: „Powiedz Goldy'emu, że go kocham,” na wypadek gdybym umarła.
Myślisz, że mani-pedi będzie bezpieczne, prawda? ŹLE.
Gdy tylko Belle i Margo, bliźniaczki pracujące jako techniczki paznokci, zaczęły zajmować się moimi skórkami, zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia, jak brutalne może być obcinanie paznokci.
„Jest pani bardzo spięta, pani Williams,” powiedziała łagodnie Margo.
„To dlatego, że zbliżacie się do mnie z ostrzem, a ja nienawidzę ostrzy,” syknęłam.
„Och nie, to jest delikatny popychacz.”
„Tak pewnie mówił Hannibal Lecter!”
Moje palce u stóp były moczone, szorowane, polerowane i łaskotane tak bardzo, że prawie kopnęłam Belle w twarz. Przeprosiłam ją gorąco. Powiedziała, że to nie pierwszy raz. Powiedziałam jej, że jestem dzika i nie powinno się mnie rozpieszczać.
„Jestem jaskiniowcem z kredytem hipotecznym,” westchnęłam.
Belle skinęła głową jakby rozumiała doskonale. „Poczujesz się jak człowiek na końcu.”
Następny przystanek: Pokój Zabiegów na Włosy, gdzie czekał na mnie Franz z nożyczkami, pewnością siebie i wdziękiem człowieka, który widział wiele rzeczy.
„O nie, nie, nie, kochanie,” powiedział, gdy tylko weszłam. „Te włosy? Te włosy są zestresowane. Błagają o pomoc. O wolność. O odżywkę!”
Chciałam się bronić, ale uciszył mnie jak ksiądz w bibliotece.
„Dzisiaj ją ratujemy.”
Zanim zdążyłam coś powiedzieć, oblał moją głowę czymś, co przypominało gorący miód, masował mój skalp tak intensywnie, że zobaczyłam swoich przodków, i zawinął moje włosy w folię jakby owijał delikatną antyczną porcelanę.
„Odrodzisz się,” wyszeptał dramatycznie. „Zaufaj Franzowi.”
Zaufałam Franzowi. Głównie dlatego, że nie miałam innego wyboru, a on trzymał nożyczki jakby był szkolony w szermierce.
Myślisz, że to moment, w którym w końcu się zrelaksowałam. Myliłbyś się.
Moja masażystka, Irina, wyglądała jakby mogła podnieść traktor. Powiedziała mi, żeby położyć się twarzą w dół i „oddychać.”
Gdy tylko wbiła swoje łokcie w moje plecy, straciłam kontrolę nad całym słownictwem.
„JAKI TO RODZAJ MASAŻU?! MYŚLĘ, ŻE PRZESUNĘŁAŚ MI KRĘGOSŁUP DO PRZESZŁOŚCI!”
Irina nic nie powiedziała. Po prostu kontynuowała.
Wydawałam dźwięki, o których nie wiedziałam, że jestem zdolna. Stękałam. Jęczałam. Oskarżałam ją o bycie szpiegiem z Korei Północnej, wysłanym, aby złamać mnie emocjonalnie i fizycznie.
A kiedy w końcu dotarła do moich ramion i coś pękło, co nie poruszało się od piętnastego roku życia, westchnęłam: „O mój Boże. Czy to...czy to ulga?”
„Tak,” powiedziała jak zwycięski gladiator. „To jest leczenie.”
Podano mi lustro po poprawieniu makijażu. Nie rozpoznałam siebie. Woah! Wyglądałam jak prawdziwa osoba i wyglądałam... drogo. Bez wysiłku. Jakbym nigdy nie zjadła paczki Hot Cheetos, płacząc na podłodze w łazience.
Nawet moje paznokcie błyszczały jakby miały opcje na akcje. Ale w środku? W środku byłam złamaną kobietą. Woskowana. Wyrywna. Szorowana. Dziurawiona. I masowana do poddania.
Siorbiąc wodę detoksykacyjną z ogórkiem i miętą, którą podali mi na wyjściu, wyszeptałam: „Wojna zmienia ludzi.”
„Jak było z woskowaniem?” zapytała radośnie Jhena.
„Widziałam pola bitwy z mniejszą traumą,” wyszeptałam.
Mrugnęła.
„A także,” dodałam, „Jeśli zobaczysz mężczyznę o imieniu Arman na liście kontaktów kobiety płaczącej w szlafroku, natychmiast go usuń. To dla bezpieczeństwa narodu.”
Potem wyszłam jak ocalała z wojny w klapkach i haftowanym szlafroku.
Anthon czekał na zewnątrz z eleganckim czarnym Range Roverem, stojąc z wojskową postawą jak lojalny królewski ochroniarz, i otworzył drzwi z pełnym szacunkiem.
„W porządku, pani?”
„Nie, Anthon,” wymamrotałam wspinając się na luksusowe, skórzane siedzenie z gracją pingwina na kulach. „Zostałam emocjonalnie naruszona i duchowo złuszczona.”
Skinął głową. „Powinienem zadzwonić do kierownika spa?”
„Nie, po prostu jedź. Najlepiej do miejsca, gdzie nie istnieją uczucia.”
Gdy sunęliśmy drogą, patrzyłam przez przyciemnione okno, ściskając swoją herbatę różaną i próbując zapomnieć o swoich grzechach.
Koniec z woskowaniem. Koniec z Armanem. I koniec z tequilą bez nadzoru.
Goldy, rybka, usłyszy wszystko tej nocy.
Kolejne dni zamieniły się w błyszczący, wyczerpujący wir jedwabiu, cekinów i bolących stóp. Przysięgam na życie Goldy'ego—byłam o jeden Gucci obcas od rozbicia się na błyszczące kawałki jak emocjonalnie przytłoczony żyrandol. Bycie bogatym rzeczywiście było męczące i trudne.
Wszystko zaczęło się od Babci.
Słodka, niewinna Babcia, która wyglądała jak emerytowana sommelierka herbaty, ale miała wytrzymałość nastolatki na kofeinie i konto bankowe jak złoczyńca z filmów o Bondzie.
„Chodźmy na zakupy, kochanie!” zaćwierkała z niewinną radością, zanim wciągnęła mnie w wir zakupów tak elegancki, że zaczęłam się pocić ze strachu za każdym razem, gdy przypadkiem dotknęłam metki z ceną.
Nie robiliśmy zakupów. Atakowaliśmy. Sklepy z markowymi ubraniami kłaniały się nam do stóp. Sprzedawczyni w Chanel płakała prawdziwymi łzami, gdy Babcia kupiła sześć limitowanych torebek, jakby wyciągała jabłka z koszyka.
„Podoba ci się ta sukienka Valentino, kochanie?” zapytała, trzymając coś tak błyszczącego, że mogłam zobaczyć swoje odbicie i swoje przeszłe błędy.
„Myślę, że kosztuje więcej niż moje studia, Babciu” wyszeptałam.
„To nie szkodzi. Edukacja jest przereklamowana,” mrugnęła.
Pod koniec dnia moje ramiona były tak obolałe od noszenia toreb, że byłam o jedno espresso od stania się ludzkim wieszakiem na płaszcze. Próbowałam odmówić, naprawdę próbowałam – ale Babcia była taktyczną wydawczynią. Była matką wszystkich zakupoholików. Jednym momentem mówiłam „Tylko oglądam,” a w następnym miałam pełny stojak jedwabnych szlafroków, siedemnaście odcieni szminek z nazwami takimi jak „Szept Milionera” i „Rozpalona Księżna,” oraz diamentową spinkę do włosów w kształcie krewetki.
Tak. Krewetki.
Potem przyszła kolacja.
Zabrała mnie do restauracji tak ekskluzywnej, że nie serwowali jedzenia. Kuratorowali doświadczenia. Kelner miał tak gruby francuski akcent, że prawie zapytałam, czy potrzebuje szklanki wody. Menu wyglądało jak łacińska księga zaklęć.
„Poproszę... uh... te... uh... Blanquette de Veau aux Morilles avec un Soupçon de Truffe Blanche?” powiedziałam, wymawiając dokładnie zero sylab poprawnie.
„Zamówiłaś cielęcinę,” wyszeptała Babcia.
„Super. Myślałam, że to kapelusz.”
Jedzenie przybyło wyglądające jak abstrakcyjne dzieło sztuki. Moja cielęcina była podana jakby delikatnie zstąpiła z nieba. Na wierzchu znajdował się jeden jadalny kwiatek, prawdopodobnie zerwany przez jednorożce. Wzięłam kęs i prawie się rozpłakałam. Smakowało jak anioł, pieniądze i tajemnice.
Ale to nie był koniec. O nie. Bo potem Babcia zabrała mnie do kasyna. Prawdziwego kasyna. Czerwony dywan, aksamitne liny, żyrandole i mężczyźni wyglądający jak właściciele ropy naftowej. Weszłam w nowej zielonej koktajlowej sukience i obcasach tak wysokich, że groziły naruszeniem przepisów lotniczych.
Ruszyła do stołu do blackjacka z pewnością siebie generała wojskowego i wygrała dwanaście tysięcy dolarów w ciągu godziny.
Ja, z drugiej strony, straciłam wszystkie żetony zanim nawet nauczyłam się jak działa gra.
„Co jest grane?” szepnęłam do krupiera.
„Proszę pani, już pani przegrała.”
„Jak śmiesz.”
Potem był golf. Babcia powiedziała: „Chodźmy na golfa, kochanie,” a ja założyłam, że chodzi jej o mini-golf albo oglądanie go w telewizji.
Nie. Miała na myśli prawdziwy golf. Na rozległym terenie z sędzią i burmistrzem o imieniu Marvin, który nosił różowe spodnie i nazywał mnie „dzieciakiem”. Pojawiłam się w spodniach do jogi i kapeluszu przeciwsłonecznym, który był bardziej dramatyczny niż praktyczny.
„Machaj jakbyś była wściekła na swojego byłego!” krzyknęła babcia.
„Nie mam siły w ramionach na moje emocjonalne zranienia!”
Uderzyłam piłkę, chybiłam, obróciłam się w kółko i prawie dźgnęłam burmistrza Marvina dziewiątką żelazną. On się śmiał. Ja płakałam.
Moje życie stało się kalejdoskopem blasku i zamieszania. Każdej nocy padałam na łóżko z bolącymi stopami, obolałymi ramionami i pełnym żołądkiem truflowego makaronu lub importowanego kawioru, który udawałam, że lubię, mimo że smakował jak słone rozczarowanie. Moja nowa garderoba wyglądała jakby wybuchła butik—sukienki, obcasy, buty, torby i rzeczy, których nawet nie wiedziałam jak nosić. Co w ogóle robi się z gorsetem wyściełanym futrem? Nosi się go? Walczy się w nim z przestępcami?
Zaczęłam rozmawiać z Goldym. Moim rybą. Był jedyną żywą istotą w tym penthousie, która mnie nie oceniała.
„Tęsknię za tanimi makaronami i noszeniem piżam na kolację,” szepnęłam do jego akwarium. „Wiesz, ile to presji być elegancką? Dzisiaj puściłam bąka w jedwabnej sukni i zrobiło to dźwięk swoosh.”
Goldy mrugnął. Rozumiał.
A potem, pewnej nocy… To się stało.
Po kolejnym wyczerpującym obiedzie z sześcioma widelcami i mężczyzną o imieniu Lorezo, który płakał nad mozzarellą, wróciłam do swojej sypialni w eleganckiej piżamie (miały pióra), gotowa przytulić się do mojej niepewności i może obejrzeć stary koreański dramat.
Aż usłyszałam.
Pukanie.
Potem—drzwi się otworzyły.
Zamarłam w pół rozciągnięcia.
I wszedł mężczyzna. Mój mąż. Art Cholerny William.
Poruszał się jak piękny cień. Potknął się trochę. Pachniał whisky, drogimi perfumami i problemami. Poluzował krawat, przeszedł obok mnie i upadł na moje łóżko jakby było jego.
Technicznie rzecz biorąc, było.
Krzyknęłam. Jak prawdziwa dramatyczna bohaterka filmowa, z machającymi rękami i przesadą.
Nawet nie drgnął. Po prostu przewrócił się i jęknął coś w rodzaju: „Ugh. Miękkie łóżko. W końcu.”
Stałam tam. Przy łóżku. Z szeroko otwartymi oczami.
Co do cholery? Dlaczego wrócił już teraz?
Żona w jedwabnych piżamach z piórami. Z rybą. I mężczyzna w moim łóżku, który pachniał koktajlami i potencjalnymi pozwami.
Co teraz?

































































































































