Rozdział 68

Arthur, cholerny William.

W trzyczęściowym, obsydianowo-czarnym garniturze, który przylegał do każdej jego grzesznej, wyrzeźbionej figury, jakby był na niego szyty.

Śnieżnobiała koszula. Pasujący krawat. Ten pewny siebie, lekko diabelski błysk w oku, który mówił: Tak, wiem, że jestem gorący. Nie, ...

Zaloguj się i kontynuuj czytanie