7
Diana
Otworzyłam oczy i gwałtownie zerwałam się z łóżka, ale coś na mojej ręce mnie powstrzymało, wysyłając rakiety bólu przez moje ciało. Alarm włączył się, zanim mój zamglony mózg zdołał zorientować się, gdzie jestem, a przeraźliwy dźwięk nasilał ból w mojej głowie.
Jęknęłam i spojrzałam na swoją rękę. Była podłączona kroplówka. Chwyciłam ją, gotowa wyrwać, gdy nagle usłyszałam zaniepokojony głos. "Co ty robisz?"
Podążyłam za dźwiękiem głosu, jego znajomość natychmiast pozwoliła mi zrozumieć, skąd pochodzi. Krew w moich żyłach zagotowała się, płynąc we mnie jak szalejący pożar; mój oddech zatrzymał się, a powietrze nagle stało się trudne do wciągnięcia.
Bradley uniósł brwi w pytaniu, zbliżając się do mnie. "Czy próbowałaś uciec, zanim w pełni wyzdrowiejesz?"
"Gdzie jestem?" zapytałam, ignorując jego pytanie. Potrzebowałam odpowiedzi, a nie kolejnych pytań, które już kłębiły się w mojej głowie.
"Rozejrzyj się. Gdzie indziej mogłabyś być, co wyglądałoby tak?"
Zrobiłam, jak kazał, moje oczy objęły sterylną biel, która zdobiła mój pokój, wąski materac na żelaznym, na kółkach łóżku i maszynę stojącą obok mnie, z przewodami łączącymi się z moją ręką. Wypuściłam powietrze gwałtownie, a strach, który zakorzenił się we mnie, natychmiast zniknął.
"Jestem w szpitalu." Mój głos brzmiał sucho nawet dla moich własnych uszu.
W końcu zatrzymał się na skraju mojego łóżka i podniósł szklankę wody. "Musisz się nawodnić, żeby szybciej wyzdrowieć."
Ponownie posłuchałam, pijąc chłodne łyki wody, które złagodziły ból w moim gardle i westchnęłam z ulgą, opadając z powrotem na poduszkę. Przyszła mi do głowy myśl.
"Alarm."
"Włączył się, bo obudziłaś się w stanie paniki. Wyłączyłem go, kiedy wszedłem i zobaczyłem, że wszystko jest w porządku."
Zmarszczyłam czoło zdezorientowana. "Jak to możliwe? Nawet nie podszedłeś wystarczająco blisko."
"Nie musiałem." Wzruszył ramionami beztrosko.
W tym momencie drzwi do mojego pokoju otworzyły się, a zatroskany wujek Jeremy wszedł do środka. Spojrzał na Bradley'a, niekomfortowo czując się z jego obecnością tutaj, ale mimo to skłonił głowę na powitanie. "Alfo."
"Jeremy." Bradley odpowiedział chłodno.
Wujek zwrócił się do mnie, unosząc brwi w pytaniu. "Wszystko w porządku?"
Chciałam pokręcić głową, ale szybkie zbadanie mojego ciała pokazało, że teraz odczuwam znacznie mniej bólu niż przed pojawieniem się Bradley'a. Moje oczy ponownie skierowały się ku niemu, pytania pływały w ich głębi.
Skinął raz głową, dając odpowiedź na pytanie, którego nie wyraziłam, zanim zwrócił się do wujka. "Jest w porządku. Nawet lepiej niż w porządku."
"Co zrobiłeś?" Wujek Jeremy wyzwał go, chwilowo zapominając o wszelkich formach szacunku.
Bradley wskazał na mnie ręką. "Spójrz na nią. Myślisz, że to, co zrobiłem, było dobre czy złe?"
"Ale to niemożliwe, ona nie jest z twojej watahy. Nie możesz..." urwał, jakby nowa myśl pojawiła się w jego głowie. Jego wzrok przeskakiwał między mną a Bradley'em kilkakrotnie, a zrozumienie wywołało z jego ust zmęczone westchnienie.
„Dlaczego mi nie powiedziałaś?” zapytał mnie.
Wskazałam na swoje ciało w łóżku. „Nie sądzę, żebym miała na to czas.”
Zamknął oczy, masując palcami skronie. „Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Potrzebujesz czegoś?”
„W porządku. Potrzebuję tylko jedzenia, jestem głodna.”
„Dobrze. Poproszę Estrellę, żeby przyniosła coś do jedzenia. Daj mi chwilę.”
Jak tylko wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi, zwróciłam się znowu do Bradleya. „To ty mnie znalazłeś, prawda?”
Skinął głową.
„Jak?”
Na jego ustach pojawił się cień uśmiechu. „Ktoś pewien wyssał ze mnie moc, żeby się uleczyć. Śledziłem tę moc, bo i tak należy do mnie.”
Opuściłam wzrok, czując wstyd. „Przepraszam, nie chciałam…”
Przerwał mi. „Nie ma nic złego w czerpaniu mocy od swojego partnera, kiedy tego potrzebujesz. Chyba że znowu zamierzasz zaprzeczyć, że tym właśnie jesteśmy. Prawda?”
Drzwi otworzyły się ponownie, ratując mnie przed odpowiedzią. „Estrella będzie tu za 20 minut z rosołem i sokiem pomarańczowym. Powinnaś odpocząć, wciąż nie powiedziałaś nam, kto ci to zrobił.” doradził wujek Jeremy.
„Dobrze.”
Bradley spojrzał na niego i skinął głową, żeby porozmawiali na zewnątrz. Oboje wyszli, a ja wyostrzyłam zmysły, żeby ich podsłuchać, ale nad drzwiami była jakaś bariera, która mi to uniemożliwiła.
Zmarszczyłam brwi. Bradley bardzo się starał, żebym nie słyszała ich rozmowy, co tylko wzbudziło moją ciekawość.
Po około trzydziestu minutach ciszy i spokoju drzwi otworzyły się ponownie, a do środka wszedł wujek Jeremy z żoną, Estrellą. Bradleya nie było widać.
„Gdzie jest Bradley?” zapytałam od razu.
„Cieszę się, że bardziej troszczysz się o niego niż o swoją własną rodzinę,” ostrzegła ciocia Estrella.
„Jest jeszcze oszołomiona lekami, daj jej spokój,” wtrącił się wujek Jeremy.
Uśmiechnęłam się do niego słabo w cichym podziękowaniu, a on skinął głową.
„Alpha Bradley miał pewne sprawy do załatwienia w stadzie, będzie tu o świcie.”
„Dobrze.”
„Dlaczego jest tak ciekawa Alpha Bradleya? I od kiedy tak bardzo troszczy się o hospitalizowane wilki, które nie są częścią jego stada?” Na jej czole malowało się wyraźne zamieszanie.
„To nie jest rozmowa na teraz, Estrello. Niech dziewczyna zje i odpocznie.”
Podali zupę, a ja usiadłam, wdzięczna za aromat, który przebił się przez zapach antyseptyków w pokoju. Pierwszy kęs był rajem, jęknęłam z rozkoszy.
Wujek Jeremy odchrząknął, a ja spojrzałam na niego.
„Twój pokój będzie teraz strzeżony. Nie wolno ci wychodzić z tego pokoju bez pozwolenia Alpha Bradleya.” Położył telefon na moim łóżku. „Możesz się z nim skontaktować przez ten telefon; jego numer jest już zapisany, więc nie powinno być trudno go znaleźć.”
Prawie zakrztusiłam się jedzeniem. „Co?”
Pokręcił głową i podszedł do drzwi, jego żona za nim. „Zadzwoń, jeśli czegoś potrzebujesz.” I wyszedł.
