ROZDZIAŁ 6
Katy POV
Ból w piersi narasta, gdy biegnę po kamienistej ścieżce. Zapomniałam leków przeciwbólowych Johna. Nie są niezbędne. Jego migreny są związane ze stresem i nie miał żadnej od czasu, gdy opuściliśmy Olly'ego. Ale chciałabym, żeby szkoła miała tabletki pod ręką na wszelki wypadek.
Nigdy sobie sama nie poradzisz.
Głos Olly'ego czasem rozbrzmiewa w mojej głowie, bez względu na to, jak bardzo staram się go zagłuszyć.
Może niektórych rzeczy nie da się uciec.
Nawet gdy biegniesz.
Docieram do bramy szkoły, skórzana torebka podskakuje przy moim boku.
Wtedy przypominam sobie o kłódce.
Przy kutych żelaznych bramach jest domofon, więc naciskam go.
Przez głośnik słychać głos kobiety: „Halo? Ma pani umówione spotkanie?”
„Cześć. Jestem mamą Johna Rileya. Przyniosłam jego lekarstwo.” Zaglądam przez pręty. „Halo?” wołam ponownie. Nikt nie odpowiada.
Główne drzwi są solidnie zamknięte, kawał drewna. Kilka wczesnych jesiennych liści rozsypuje się po pustym placu zabaw, chrupiące zielono-pomarańczowe, niektóre tańczą przy murze. Znowu zauważam kraty w oknach i przygryzam wargę. Dlaczego takie kraty? To szkoła, nie więzienie. I to zaciemnione okno. Co próbują ukryć?
Po chwili sam dyrektor przechodzi przez plac zabaw. Wygląda na poważnego. Prawie pomocnego. Ale wyczuwam inną energię. Coś jak irytację.
„Dzień dobry, pani Kinnock,” mówi pan Cockrun, gdy dociera do bramy. „Jak mogę pomóc?”
„Um... to Riley. I mam lekarstwo Johna.”
„Lekarstwo?” Jego oczy przeszywają mnie. „Dlaczego nie wspomniano o tym wcześniej?”
„To nie jest niezbędne, ale—”
„Wszystkie lekarstwa muszą przechodzić przez mnie.” Przez ułamek sekundy na jego twarzy pojawia się gniew – jest tak szybki, że prawie go nie zauważam. W następnym momencie jego poważny wyraz twarzy wraca na miejsce. „No dobrze, wejdźmy do środka i zrobimy notatkę.”
Otwiera bramę i przepuszcza mnie, poświęcając kilka minut na ponowne zabezpieczenie kłódki.
Idę za nim przez plac zabaw.
Gdy docieramy do ciężkich drzwi wejściowych, pan Cockrun mówi: „Proszę poczekać w recepcji, ale niech pani nie pozwoli, żeby dzieci panią zobaczyły, pani Kinnock. Nie chcę, żeby wiedziały, że rodzic jest tu w ciągu dnia. To dla nich niepokojące.”
Sztywno kiwam głową.
„Następnym razem proszę upewnić się, że wszystko zostanie przyniesione podczas porannego przywozu,” kontynuuje pan Cockrun. „Dobrze? To kwestia bezpieczeństwa, pani Riley. Ludzie przychodzący i odchodzący.” Uśmiecha się szeroko.
„Rodzice przynoszący rzeczy to kwestia bezpieczeństwa?” pytam.
„Tak. I dzieci naprawdę czują się niespokojne. To dla nich nie fair. Uczą się znacznie lepiej, gdy rozumieją, że szkoła to miejsce, gdzie się nimi opiekujemy, a dom to miejsce, gdzie widzą swoich rodziców. Na pewno pani to rozumie.” Kładzie rękę na moim ramieniu. „Jesteśmy wyjątkową szkołą, pani Riley. Wiemy, co robimy. No to dajmy to lekarstwo. Co bierze John?”
Nie wiem, dlaczego pytanie wydaje się natrętne, ale tak jest.
„Środki przeciwbólowe,” mówię, podając białe opakowanie. „Nie bierze ich cały czas. Tylko gdy ma silny ból głowy.”
„Włożę je do mojego biura,” mówi pan Cockrun, przechodząc przez boczne drzwi. W pokoju za nimi widzę, jak otwiera szafkę zrobioną z pomarańczowego teaku i oznaczoną zielonym krzyżem farmaceutycznym. Szafka jest zamontowana nisko na ścianie – na wysokości brzucha.
Pan Cockrun wkłada lekarstwo Johna do środka, potem zamyka szafkę i chowa klucz do kieszeni.
Zauważam, że pokój ma jedno okno. To dwustronne szkło, które widziałam z zewnątrz.
Więc biuro dyrektora to pokój, do którego nie chcą, żeby ktoś zaglądał.
Gdy o tym myślę, słyszę dźwięk dziecięcego śpiewu dochodzący z pokoju obok recepcji:
„Jesteśmy najlepsi.
Wznosimy się ponad resztę.
Siłą i sprytem,
Idziemy o krok dalej.”
Podwójne drzwi prowadzące z recepcji nie do końca się zamknęły, a przez szparę widzę rzędy dzieci siedzących na zgromadzeniu: oczy matowe, mundurki szkolne nieskazitelne i identyczne, włosy starannie uczesane. Wygląda to jak zaaranżowane – jakby ktoś ustawił je do zdjęcia.
Jak zwykły asfaltowy plac zabaw, jest w tym coś bardzo bezdusznego.
Wtedy dostrzegam Johna, jego blond włosy lśnią.
Normalnie uśmiechnęłabym się na jego widok, ale jest malutki obok jednego z tych chłopców o czarnych włosach. Tych, którzy się bili.
Ciało Johna odchyla się od chłopca, jego postawa jest niezręczna.
Czuję, jak moje serce drży.
Ktoś zauważa, że patrzę – nauczyciel, jak sądzę – i zamyka podwójne drzwi.
Wtedy dyrektor wraca z książką w ręku. „Proszę wpisać tutaj kilka szczegółów,” mówi, podając mi linijkowane strony. „Nie martw się – nie potrzebujemy historii medycznej ani niczego takiego. Tylko nazwa lekarstwa Johna, ilość, którą pani tu zostawia, dawka, jaką John potrzebuje i dzisiejsza data.”
Piszę, pióro drżąco kreśli linie.
‘Trzymasz apteczkę w swoim gabinecie?’ pytam.
‘Słucham?’ Pan Cockrun zabiera zeszyt.
‘Nie macie gabinetu pielęgniarki?’
Pan Cockrun znowu się uśmiecha, szeroko, ale uśmiech nie sięga oczu. ‘Jak mówiłem, pani Kinnock, w naszym szaleństwie jest metoda. Proszę się nie martwić.’ Poklepuje mnie po ramieniu. ‘Mamy wszystko pod kontrolą. Pozwoli pani, że odprowadzę do bramy.’
Idziemy powoli przez plac zabaw, a ja patrzę na swoje proste sznurowane buty DM, stukające o asfalt.
W drodze do domu widzę martwego ptaka. Jest dużo krwi. Przypuszczam, że musiał go dorwać lis.
Jest tuż obok dziury w ogrodzeniu szkoły – tej, którą widziałam wcześniej, naprawionej łańcuchem rowerowym. Dziura jest bardzo mała. Za mała, by dorosły mógł przez nią przejść.
Pewnie jest jakieś logiczne wyjaśnienie.
Biorąc pod uwagę moją przeszłość, byłoby dziwne, gdybym nie była nerwowa wobec dziwnych rzeczy. Ale nie ma potrzeby być paranoicznym.
Katy
‘Spójrz, nie ruszaj się. Jest złamana.’
Kładę rękę na kolanie Olly’ego, które wybrzusza się pod dziwnym kątem pod jego ocieplanymi spodniami O’Neill.
Leży na grubej warstwie śniegu, jedna noga w bucie narciarskim zgięta pod deską snowboardową, drugi but otwarty, a stopa w skarpetce wysuwa się na zewnątrz.
Pod jasnym porannym słońcem, niebieskie oczy Olly’ego łzawią, a opalona skóra marszczy się i wykrzywia. Ma angielską karnację – piaskowe włosy przykrywają jego gogle narciarskie, a sztuczna opalenizna ma nienaturalny pomarańczowy odcień.
‘Mam szczęście, że mam tu pielęgniarkę,’ mówi Olly, po kolejnym grymasie bólu. ‘Czy mówiłem ci już dzisiaj, że cię kocham? Kocham cię, Katy Nightingale. Pamiętaj o tym, jeśli umrę tutaj na tym stoku.’
Nie zdaje sobie sprawy, jak poważna jest sytuacja.
‘Jeszcze nie jestem pielęgniarką. Nie próbuj się ruszać.’
Olly, oczywiście, próbuje głupio wstać, opierając silne, rękawiczkowane dłonie na śniegu. Ale potem jego oczy się rozszerzają, skóra blednie i pada z powrotem. To całkiem w jego stylu. Daj mu granicę, a jego pierwszym impulsem jest ją przekroczyć.
‘Proszę, nie ruszaj się,’ błagam. ‘Boże – to okropne. Nie mogę znieść widoku twojego cierpienia.’
Olly sięga, by przesunąć palcami po moim policzku. ‘Czy to źle, że nawet w tym bólu, wciąż chcę coś z tobą zrobić?’
‘Wiesz, są momenty na żarty. A to nie jest jeden z nich.’
‘Nie żartuję.’ Spogląda na mnie tymi swoimi miękkimi, niebieskimi oczami, które sprawiają, że mój żołądek się przewraca. ‘Moglibyśmy uprawiać seks tutaj, na śniegu. Karetka będzie jechać wieki.’
‘Olly. Właśnie złamałeś nogę.’
‘Rozumiem. Nie możesz uprawiać seksu publicznie, dopóki nie będziemy małżeństwem.’ Podnosi się na łokciach i chwyta moje palce. ‘Więc wyjdź za mnie, Katy.’
‘Właśnie powiedziałam, że to nie czas na żarty.’
Nie żartuję. Jesteś dla mnie jedyną, Katy Nightingale. Wiedziałem to od momentu, gdy zobaczyłem cię potykającą się na tym lodowym chodniku w swoim dużym fioletowym płaszczu, wyglądającą jak mały elficki aniołek. Obiecuję, że będę się tobą opiekować do końca życia.’ Ponownie krzywi się z bólu. ‘Nawet jeśli nigdy więcej nie będę chodził.’
Olly jest taki impulsywny. Ryzykant. Przypuszczam, że to idzie w parze ze snowboardem. Wchodzi w wszystko na pełnym gazie. W tym miłość.
W ciągu kilku krótkich tygodni sprawił, że czuję się wyjątkowa i uwielbiana. Leżąc w łóżku Olly’ego w jego chacie, owinięta w jego ramiona, patrząc na padający śnieg za oknem, nigdy nie znałam takiej miłości – całkowicie pochłaniającej, nie mogącej się rozstać.
Codziennie rano robi mi śniadanie, ciągle mówi mi, jaka jestem piękna i pisze do mnie cały dzień.
Czekam, aż zorientuje się, kim naprawdę jestem. Nikim. I wtedy ta wakacyjna miłość runie.
‘Połóż się i odpocznij,’ mówię, głaszcząc jego czoło. ‘Zabiorą cię do szpitala. Przyniosę ci czekoladowe Pop Tarts.’
Olly uwielbia cukier. Naprawdę jest dużym dzieckiem. Taki entuzjastyczny. I kiedy jesteśmy w łóżku, jest taki sam – po prostu ‘wow!’ na wszystko. ‘Wow, wyglądasz niesamowicie, wow, twoje ciało jest niesamowite.’
Sprawia, że czuję się tak żywa. Tak uwielbiana. Tak zauważona. Zupełne przeciwieństwo tego, jak czuję się przy mojej matce.
Jak to się stało tak szybko?
Jestem w nim tak zakochana.
Olly leży na śniegu, patrząc w niebo. ‘Wyzdrowieję, prawda? Będę mógł startować?’
Patrzy na mnie wtedy, niebieskie oczy krystalicznie czyste.
‘Nie wiem, Olly. Po prostu spróbuj odpocząć. Ratownicy zaraz tu będą.’
Olly wyciąga śnieżną, rękawiczkowaną rękę i chwyta moją rękawiczkę. ‘Jesteś aniołem, Katy Nightingale. Masz wspaniałe dołeczki, wiesz?’
Uśmiecham się wtedy, niechcący.
‘Zostaniesz ze mną, prawda?’ pyta Olly, nagle poważny. ‘Dopóki nie przyjdzie nosze?’
‘Oczywiście, że zostanę. Ty upadasz, ja upadam. Pamiętasz? Jesteśmy w tym razem.’
Siadam na zimnym śniegu, moja rękawiczka w jego rękawicy.















































































