Rozdział 3 - Alfa, która ma być...

Elara

Serce mi zamarło, gdy wilki grozy wkroczyły do sali balowej. Ich czerwone oczy błyszczały śmiertelną intencją, co sprawiło, że eleganckie damy zaczęły krzyczeć i rozbiegać się we wszystkie strony. Zanim zdążyłam przetrawić, co się dzieje, silne palce owinęły się wokół mojego nadgarstka.

"Biegnij!" Jego głęboki głos rozkazał, i nagle ruszyliśmy.

"Zaczekaj - co ty robisz?" wykrztusiłam, gdy ciągnął mnie przez tłum. "Ścigają nas!"

"O to właśnie chodzi." Jego bursztynowe oczy błysnęły, gdy spojrzał na mnie. Moje nogi walczyły, by nadążyć za jego długimi krokami. "Musimy ich odciągnąć od cywilów."

Nie mogłam w to uwierzyć. "Używasz nas jako przynęty?"

Na jego ustach pojawił się cień uśmiechu. "Zaufaj mi."

Przebiegliśmy przez boczne drzwi na chłodne nocne powietrze. Za nami słyszałam ciężkie łapy wilków uderzające o marmur, ich warczenie się nasilało. Moja pożyczona suknia wiła się wokół nóg, a serce biło tak mocno, że myślałam, że zaraz pęknie.

Poprowadził nas na otwarty plac treningowy, otoczony wysokimi kamiennymi murami. Z cieni wyłonili się strażnicy, zajmując swoje pozycje z wprawą. Mój tajemniczy obrońca wydał rozkazy, jego głos niósł się z naturalnym autorytetem.

"Łucznicy na mury! Zamknąć bramy, gdy wejdą! Pamiętajcie - tylko srebrne groty!"

Strażnicy zareagowali natychmiast, bez pytań. Kim był ten człowiek?

Wciąż trzymając mnie za rękę, pociągnął mnie za sobą. "Trzymaj się za moimi plecami," rozkazał. "Wilki grozy oznaczają swoje cele i zabijają je. Jesteś teraz oznaczona - on przyjdzie po ciebie."

Przełknęłam ślinę, przysuwając się bliżej jego szerokich pleców. "Ale... dlaczego mi pomagasz?"

Nie odpowiedział, jego ciało napięło się, gdy pierwszy wilk grozy wkroczył przez bramy. Jego ogromna czarna sylwetka sprawiała, że zwykłe wilki wyglądały jak szczeniaki. Za nim szły kolejne - naliczyłam pięć, ich czerwone oczy były utkwione w nas z morderczą intencją.

Szepty i westchnienia dobiegły z balkonów powyżej. Dziewczyny z balu zebrały się, by obserwować, ich twarze wyrażały mieszankę strachu i... zazdrości? Patrzyły na mojego obrońcę z nieukrywanym pożądaniem.

"To specjalna straż...," usłyszałam, jak jedna szeptała, ale nie mogłam usłyszeć, kogo miała na myśli, 'strażnika'? Czy coś w tym stylu?

"On nigdy nie zwraca na nikogo uwagi! Kim ona jest?" dodała.

Moje serce ścisnęło się. Specjalna straż? Nic dziwnego, że cieszył się takim szacunkiem. Ale nie było czasu na rozważania, bo wilki grozy zaatakowały.

Poruszały się jak żywe cienie, szybciej niż powinno być możliwe dla ich rozmiarów. Mój obrońca odepchnął mnie, gdy spotkał pierwszą bestię, jego ruchy były płynne i zabójcze. Strażnicy zajęli się pozostałymi, srebrne bronie błyszczały w świetle księżyca.

Patrzyłam z zachwytem, jak walczył. Każdy ruch był precyzyjny, potężny. Nie przemienił się w wilka jak inni - nie potrzebował tego. Jego umiejętności posługiwania się srebrnym ostrzem zapierały dech w piersiach.

Jeden wilk grozy przemknął obok strażników, rzucając się na odsłonięte plecy mojego obrońcy, gdy walczył z innym. Bez zastanowienia chwyciłam upadły srebrny sztylet i rzuciłam się do przodu.

"Uważaj!"

Ból eksplodował w moim ramieniu, gdy pazury bestii dosięgły mnie zamiast niego. Krzyknęłam, potykając się do tyłu. Mój obrońca odwrócił się, jego twarz zmieniła się w furii, gdy zobaczył moją krew.

"Czemu nie możesz zostać w jednym miejscu?" ryknął, z niesamowitą skutecznością rozprawiając się z wilkiem grozy. "Nie mówiłem ci, żebyś trzymała się za moimi plecami?"

"Ale byłeś w niebezpieczeństwie!" krzyknęłam, trzymając się za krwawiące ramię. "Co miałam zrobić? Patrzeć, jak ktoś, kto mnie uratował, zostaje ranny?"

Coś błysnęło w jego bursztynowych oczach - zaskoczenie? Zamieszanie? Jego szczęka zacisnęła się, gdy szybko związał moją ranę kawałkiem swojej koszuli. Jego dotyk był zaskakująco delikatny mimo gniewu.

"Nie zraniaj się," warknął cicho. "Nie dla mnie."

Intensywność jego spojrzenia sprawiła, że moje serce zadrżało. Kiedy ostatni raz komuś zależało, czy się zranię? Lata temu? Moja przybrana rodzina patrzyłaby, jak umieram, bez mrugnięcia okiem.

Walka szybko dobiegła końca. Dwa wilki grozy leżały martwe, pozostałe schwytane w srebrne łańcuchy. Strażnicy działali sprawnie, zabezpieczając teren, podczas gdy nad nami rozległy się podekscytowane rozmowy.

Powolne oklaski rozległy się na placu treningowym. Wytworny mężczyzna z siwiejącymi włosami na skroniach podszedł, ubrany w ozdobne szaty Alfa Króla.

"Doskonała robota!" zawołał. "Te przeklęte bestie szpiegowały nasz pałac od miesięcy. Teraz, dzięki szybkiej reakcji mojego syna, w końcu je złapaliśmy."

Mój mózg przestał pracować. Syn?

"Blayze," kontynuował dumnie Alfa, "po raz kolejny udowodniłeś, dlaczego będziesz doskonałym Alfą, gdy nadejdzie twój czas. Choć znalezienie partnerki tej nocy uczyniłoby to jeszcze lepszym." Mrugnął okiem.

Patrzyłam na mężczyznę obok mnie - Blayze'a, syna Alfy. Dziedzica, dla którego odbywała się cała ta ceremonia. Tego, którego każda niezamężna kobieta miała nadzieję zdobyć.

A on spędził noc ratując moje życie.

Moje serce jakby zatrzymało się, a potem zaczęło bić dwa razy szybciej. To nie mogło się dziać. Byłam nikim - dziewczyną bez wilka w skradzionej sukience. A jednak stałam tutaj, krwawiąc po obronie przyszłego Alfy.

Oczy Blayze'a znalazły moje, z powrotem miały ten nieodczytywalny wyraz. Powietrze między nami wydawało się naładowane, jak przed uderzeniem pioruna.

Jego twarz stężała, a on odsunął się ode mnie.

"Zabierzcie ją do uzdrowicieli," rozkazał strażnikowi. "A potem wyprowadźcie ją stąd. Ona tu nie należy."

Jego słowa uderzyły mnie jak fizyczny cios. Oczywiście. Co ja sobie myślałam? Przyszły Alfa nigdy nie mógłby być z kimś takim jak ja.

Ale gdy strażnik prowadził mnie dalej, mogłabym przysiąc, że usłyszałam, jak szepcze:

"To dla twojego dobra."

Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie, gdy strażnik chwycił mnie za ramię. Dla mojego dobra? Chciałam się zaśmiać, ale wyszło to bardziej jak zduszony szloch. Moje krwawiące ramię pulsowało, ale serce bolało bardziej.

"Będzie dobrze tylko wtedy, gdy znajdę partnera," wymamrotałam, zastępując ból gniewem. Po wszystkim, co się dziś wydarzyło - wilki, obrona Blayze'a, ta rana - on po prostu mnie odrzuca?

Coś we mnie pękło. Może to było przez to, że prawie umarłam, albo po prostu miałam dość bycia pomiataną. Wyrwałam ramię z uścisku strażnika.

"Nie!" Mój głos zabrzmiał mocniej, niż się spodziewałam. "Też jestem zaproszona na ten bal!"

Wszyscy zamarli. Blayze odwrócił się powoli, jego bursztynowe oczy zwęziły się. Grzebałam w kieszeni sukienki, wyciągając zaproszenie poplamione krwią drżącymi palcami. To samo zaproszenie, które podziwiałam dziś rano, zanim wszystko się posypało.

"Mam pełne prawo tu być," powiedziałam, unosząc podbródek mimo bijącego serca. Mama byłaby dumna z mojej odwagi - albo pomyślałaby, że zwariowałam.

Król Alfa wystąpił naprzód, jego obecność sprawiała, że chciałam się skulić. Ale stawiłam czoła wilkom tej nocy. Mogłam stawić czoła temu.

Zrobiłam niezdarny ukłon, krzywiąc się, gdy zranione ramię zaprotestowało. "Wasza Wysokość," udało mi się powiedzieć, dumna, że mój głos tylko trochę drżał.

Jego oczy zmrużyły się z zainteresowaniem. "Czy mogę zobaczyć twoje zaproszenie, młoda damo?"

Idąc na chwiejnych nogach, podałam mu kartę. Krew z mojego ramienia zaplamiła jeden róg, ale królewska pieczęć była nadal wyraźna. Czułam, jak wszyscy patrzą - strażnicy, chichoczące dziewczyny na balkonie, a przede wszystkim intensywne spojrzenie Blayze'a.

Alfa studiował zaproszenie, potem spojrzał na mnie z nowym zainteresowaniem. "Rzeczywiście jest zaproszona," ogłosił, jego głos rozległ się po placu treningowym. "I muszę przyznać, że jest bardzo odważna."

Oddał mi zaproszenie z ciepłym uśmiechem, który odmienił jego całą twarz. "Widziałem, co zrobiłaś. Skoczenie przed wilkiem, by chronić mojego syna - to wymaga prawdziwej odwagi. Byłabyś dobrą partnerką dla każdego wilka."

Moje oczy napełniły się łzami, zanim zdążyłam je powstrzymać. Kiedy ostatni raz ktoś mnie tak pochwalił? Sam król Alfa mi dziękował, podczas gdy moja macocha traktowała mnie jak śmiecia. Nawet Misty nigdy nie okazała mi chwili życzliwości.

"Dziękuję, Wasza Wysokość," wyszeptałam, szybko ocierając oczy dobrą ręką.

Słyszałam zazdrosne szepty z góry. Inne dziewczyny nie były zadowolone z pochwał Alfy. Ale ich małostkowe słowa nie mogły mnie teraz dosięgnąć - czułam się jakbym unosiła się w powietrzu. Nawet bez wilka Alfa dostrzegł moją wartość.

"Cóż, jeśli mówisz, że możesz uczestniczyć w balu mimo rany," kontynuował Alfa, "z pewnością cię nie powstrzymam. Chociaż może powinniśmy najpierw zająć się tym ramieniem?"

Skinęłam głową z wdzięcznością, ale zanim strażnik mógł mnie odprowadzić, odezwał się inny głos.

"Czekaj."

Moje serce zamarło, gdy Blayze wystąpił naprzód. Jego twarz była nieodczytywalna, ale coś tliło się w tych bursztynowych oczach, gdy spotkały moje.

"Jeśli rzeczywiście jesteś zaproszona na bal," powiedział powoli, wyciągając rękę, "to... czy mogę mieć przyjemność zatańczyć z tobą?"

Czas jakby się zatrzymał. Przyszły Alfa - mężczyzna, z którym uciekałam przed wilkami, ten, który właśnie próbował mnie odesłać - prosił mnie do tańca?

Jego ręka czekała w powietrzu między nami, silna i pokryta bliznami od walk. Jeden taniec mógł zmienić wszystko. Jeden taniec mógł wszystko zniszczyć.

I musiałam teraz wybrać.

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział