Rozdział 37

Zamieram w bezruchu, jak mała, przestraszona sarenka, wpatrując się w Dona rodziny Romano, jakby mnie oślepiły reflektory samochodu. Twarz Dona powoli rozciąga się w złośliwy uśmiech, a ja widzę, że podoba mu się mój strach – może lubi, gdy jego kobiety są drżące i wystraszone.

Coś w tej świadomości...

Zaloguj się i kontynuuj czytanie