Rozdział 2

"Poczekaj," mówi z dziwnym wyrazem twarzy, wyciągając telefon. "Mam pomysł, który może rozwiązać nasze oba problemy."

"Co masz na myśli?" pytam ostrożnie, obawiając się, że Carlo może wymyślił coś lekkomyślnego. Z nas dwóch, to ja zazwyczaj byłem tym bardziej rozsądnym, często potrzebując go do wyjaśnienia jego pomysłów.

"Moi kumple, ci, z którymi dzielę mieszkanie," zaczyna, a ja kiwam głową. "No cóż, w tym roku nie będę się trzymał."

"Dobrze?"

"Wszyscy przedłużyli naszą umowę najmu, ale ja tego nie zrobiłem."

"Ci goście są wszyscy z twojej szkoły?" Jestem trochę zdezorientowany, więc pytam. "Nie skończyłeś z nimi liceum?"

"Nie, nie byłem wtedy pierwszakiem. Poznałem ich podczas drugiego roku życia w akademiku. Graliśmy razem w koszykówkę na siłowni," wyjaśnia, a ja unoszę brew.

"Są na ostatnim roku, tak jak ja?" Potwierdzam, a on kiwa głową.

"Tak, i szukają kogoś, kto zajmie ten czwarty pokój, odkąd powiedziałem im o mojej pracy w Jersey," mówi, a moje myśli natychmiast skupiają się na najlepszej części: zaledwie 15 minut spacerem od kampusu. "Szukają już od tygodni."

"Na pewno jest ktoś, kto chciałby z nimi zamieszkać," nalegam, nie rozumiejąc, dlaczego doszło do tego, że Carlo sprzedaje swój pokój przyjacielowi, którego nie widuje zbyt często.

"Nie chcą jakiegoś nieogarniętego pierwszaka ani kogoś, kto będzie imprezować z seniorami," mówi mi. "Poza tym, szukają kogoś takiego jak ty - schludnego i cichego."

"Ale przecież spędzałem czas z tymi gośćmi i potrafią być całkiem hałaśliwi i niechlujni," zauważam, a on się śmieje.

"W zeszłym roku Mark się upił i próbował zrobić stanie na rękach w salonie. W trakcie kopnął dziurę w ścianie," mówi mi, a moja szczęka opada. "Nasz wynajmujący prawie nas wyrzucił, i chcą kogoś, na kogo mogą zwalić winę."

"W-więc—"

"Powinieneś wprowadzić się do pokoju, który miałem," sugeruje szybko, natychmiast wyciągając telefon i zaczynając pisać. "Są desperacko potrzebują kogoś, kto zajmie pokój, a jest tak blisko kampusu."

Czy on jest poważny? Moje myśli pędzą jak szalone. To mogłoby otworzyć tyle możliwości - wychodzić częściej niż dwa razy w roku, więcej spać i mieć więcej wolności niż teraz.

"Kim są współlokatorzy?" pytam, a on się uśmiecha.

"Poznałeś Marka i Kyle'a, prawda?"

"Chyba tak," mruczę, próbując sobie przypomnieć, gdzie ich widziałem. "Może raz?"

"Super, i jest jeszcze Kent."

"Kent?" pytam, a on kiwa głową. "Nigdy go nie spotkałem."

"Nie, nie sądzę. Nigdy naprawdę go nie spotkałeś," wyjaśnia, a moje myśli zaczynają nadążać. To nie tylko zabawa i krótkie spacery do kampusu.

"Chcesz, żebym mieszkał z trzema facetami, których nie znam?" wyrażam swoje obawy, a on wzdycha, wydając się rozumieć moje wahanie. "To dużo, Carlo. Nigdy nie mieszkałem sam, i nie sądzę—"

"Proszę, zastanów się nad tym," błaga. "Nie możemy znaleźć nikogo innego, więc na razie trójka z nich pokrywa czynsz." Nalega, a ja ustępuję. "Znasz mnie, Julianna, wiesz, że nie wprowadziłbym cię w błąd."

"Jesteś tego pewien?" droczę się, unosząc brew i naciskając go.

"Cóż, może gdyby chodziło o kradzież pachołków drogowych albo narkotyki, ale nie, jeśli miałoby to zrujnować twoje życie," mówi, a ja się zgadzam. Carlo może być trochę beztroski, ale nigdy nie chciałby, żebym miała kłopoty czy była nieszczęśliwa. "Znam tych ludzi, są w porządku, i polubią cię."

"A co jeśli nie?" martwię się.

"To się nie zdarzy," uspokaja mnie. "Zrobiłabyś mi ogromną przysługę, pomagając. Czuję się, jakbym uciekał spod ich wpływu."

"Dobrze, co oni mówią?" pytam, a on wzrusza ramionami.

"Mogę im wysłać SMS-a. Możemy nawet teraz podjechać i zobaczyć miejsce," sugeruje, a ja ustępuję.

"Jaki jest układ?" pytam, a jego odpowiedź sprawia, że mój żołądek się skręca.

Jestem zbyt nieśmiała, żeby spotkać nowych ludzi osobiście.

"Tak, właśnie wysłałem im wiadomość, mówiąc, że moja przyjaciółka chciałaby zobaczyć miejsce," tłumaczy, a gdy odwraca ekran telefonu w moją stronę, przełykam gulę w gardle.

Nie widziałam Carlo od miesięcy i nie byłam pewna, jak dobrze go znam. Teraz miałam zamieszkać z jego przyjaciółmi? To nie miało sensu.

Ale kampus był tak blisko. Blisko pracy, szkoły i moich innych zajęć. To była świetna okazja, bo nie byłabym w stanie znaleźć nowych współlokatorów przed rozpoczęciem semestru.

"Um..." mamroczę, a potem dochodzę do siebie. Nie masz nic do stracenia, idąc zobaczyć. "Pewnie, chodźmy."

Uśmiecha się i wysyła wiadomość do swoich przyjaciół. Wracam do kawy i próbuję ją skończyć, zanim będziemy musieli wstać.

"Chcą się z tobą spotkać." Gdy mi to mówi, uśmiecham się i czuję ulgę. Mogłam to zrobić i załatwić sprawę. Carlo nigdy nie mieszkałby z złymi ludźmi, jest zbyt miły. "Pozwól, że wezmę kubek na wynos na resztę mojej kawy i zabiorę cię tam."

Gdy tylko kończę pić, szybko wstaje od stołu. Potem opieram się i przeczesuję palcami włosy. Spokojnie, Julianna, bądź normalna. Będzie dobrze, a jeśli się uda, nie będziesz musiała długo mieszkać z rodzicami.

"Gotowa?" Carlo stoi nade mną przy stole i pyta: "Co tam?" Wstaję i biorę torbę.

"Pewnie." Biorę słaby oddech i uśmiecham się, gdy zbieram naczynia i numer.

"Nie musisz tego robić, ktoś przychodzi i sprząta stoły." Przewracam oczami, gdy mi to mówi.

"Chcę tylko pomóc. Jeśli nic innego, mogę je zanieść na przód." Mówię mu tak, a zirytowana kobieta za ladą wydaje się przynajmniej trochę zadowolona, że pomogłam. Uśmiecham się do niej i wracam do Carlo, który cierpliwie czeka przy drzwiach.

"Julianna, pokochasz to miejsce. Jestem tego pewien." Mówi mi, żeby się nie martwić, obejmuje mnie ramieniem i prowadzi za drzwi.

Naprawdę chcę, żeby miał rację.

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział