Rozdział 4 - Cindy's

POV Amaii

Deszcz był nie do opisania, a ja czułam się wyczerpana po godzinach ostrożnej jazdy.

Wyglądało na to, że burza zmierzała w kierunku, w którym jechałam, i nie mogłam jej wyprzedzić.

Westchnęłam z frustracją.

Nie było sensu jechać dalej w takiej pogodzie. Powinnam znaleźć miejsce i przeczekać; to była jedyna opcja, jaką teraz miałam. Poza tym, desperacko potrzebowałam odpoczynku.

Powoli ruszyłam dalej, szukając tablicy informacyjnej o pobliskim miasteczku.

Kiedy znalazłam tablicę, ledwo mogłam utrzymać oczy otwarte.

"Kolejne pieprzone pięćdziesiąt mil do następnego miasta?" wykrzyknęłam z niedowierzaniem. "Kto, do cholery, mieszka tak daleko?"

Zatrzymałam ciężarówkę obok drogi i wyłączyłam silnik.

Cisza, która rozciągała się wewnątrz kabiny, była zastraszana przez padający deszcz na zewnątrz. Deszcz utrudniał myślenie i relaks.

Westchnęłam beznadziejnie. Zaczynałam wątpić w decyzję o tej podróży. Nie byłam już pewna, czy wycieczka była tak wspaniałym pomysłem. Czekanie sprawiało, że byłam niespokojna. Deszcz dodawał do mojej nerwowości.

Czy robiłam dobrze, szukając mojego partnera?

Czy byłoby dziwnie, gdybym nagle pojawiła się u jego watahy bez zapowiedzi i poinformowała go, że jestem jego partnerką?

Czy mnie zaakceptuje? Z pewnością wyglądał, jakby mnie chciał, zanim umarłam. Czy nadal będzie mnie chciał teraz, gdy jestem żywa?

"Ugh," jęknęłam, opierając głowę o zimną kierownicę. "Czy schrzanię nasze pierwsze spotkanie? Co mu powiem?

W takie dni, chciałabym mieć wilka, z którym mogłabym porozmawiać. Przynajmniej wtedy dni nie byłyby tak samotne, i mogłabym zapytać kogoś o opinię.

Czując irytację z powodu moich myśli, chwyciłam koc z siedzenia pasażera i przykryłam się nim.

W kabinie zrobiło się trochę chłodno, teraz gdy ciężarówka nie pracowała. Byłam zadowolona, że spakowałam trochę zapasów i zostawiłam je na tylnym siedzeniu na podróż. Nie byłam pewna, jak długo będę poza domem.

Czy ktoś będzie za mną tęsknił?

Czy będą mnie szukać?

W poprzednim życiu czułam się głównie niewidoczna dla wszystkich. Nawet po objęciu roli Luny, pozostawałam nieuchwytna.

Nie wiedziałam, czy to dlatego, że nie przemieniłam się w wilka, czy z jakiegoś innego powodu.

Cokolwiek to było, nie uczyniło mnie bardzo popularną, a ja byłam zbyt nieśmiała, żeby się tym przejmować. Ale teraz sprawy były inne—zauważyłam ciekawskie spojrzenia, które mnie śledziły.

Odrzuciłam swoje myśli i użyłam pilota do zamknięcia wszystkich drzwi. Ułożyłam się jak najwygodniej na swoim siedzeniu.

Opadłam, zamykając piekące oczy. Byłam emocjonalnie i fizycznie wyczerpana, co utrudniało relaks.

Moje myśli biegały w różnych kierunkach. Miałam tyle nieodpowiedzianych pytań.

Dlaczego Darna zamordowała mojego ojca?

Dlaczego potrzebowała naszej watahy?

Dlaczego nie zabiła mnie lata temu?

Westchnęłam. Zamknęłam oczy i pozwoliłam myślom odpłynąć do moich rodziców, za którymi tak tęsknię; jednak moje myśli szybko powędrowały do Rolanda i tego, jak przystojny był.

Moje serce biło z bólem, gdy przypominałam sobie smutek w tych głębokich niebieskich oczach. Wyglądał na smutnego i zmartwionego moją utratą.

Sen zmienił się w krwawą scenę horroru. Darna zepchnęła mnie z krawędzi dachu, powodując, że spadłam na śmierć.

Krzyk wyrwał się z moich ust, co obudziło mnie z przerażeniem. Usiadłam zdezorientowana. Ruch przyciągnął moją uwagę przy oknie, i odwróciłam głowę.

Kolejny przerażający krzyk wyrwał się z moich ust, gdy zobaczyłam ciemną postać stojącą obok ciężarówki, całkowicie przemokniętą.

"Przestań krzyczeć, do cholery!" Głęboki, zirytowany głos wypełnił moje uszy. "I opuść szybę!"

"Co proszę?" zapytałam szeroko otwartymi oczami. Czy on oszalał? Jest środek nocy, a ja jestem sama.

"Słyszałaś mnie," powiedział mężczyzna, przyciskając odznakę do szyby. "Czy mam wybić szybę?"

Zaskoczona zachowaniem mężczyzny, szybko opuściłam szybę tylko o cal.

Mężczyzna przewrócił oczami i uśmiechnął się, podczas gdy jego partner szybko zbliżył się do nas.

"Czy mogę jakoś pomóc?" zapytałam, jąkając się jak idiotka. "Czy zrobiłam coś nie tak?"

"Tak," powiedział mężczyzna, nadal z tym samym irytacją w głosie. "Jesteś na prywatnym terenie i musisz się stąd wynieść."

To oznaczało, że zatrzymałam się na czyjejś posesji bez pozwolenia, a oni chcieli, żebym się wyniosła.

"Prywatny teren?" zapytałam, unosząc nos, aby powąchać dwóch mężczyzn stojących przy mojej szybie. "Jestem kilometry od najbliższego miasta i chyba się zgubiłam. Przy tej pogodzie nie wiem, gdzie wyląduję..."

Nie mam wilka, ale nadal potrafię odróżnić ludzi od wilków, członków watahy i samotników. Każdy, w tym inne stworzenia, miał charakterystyczny zapach.

Świeży, ale słaby zapach traw wskazywał, że dwaj mężczyźni rzeczywiście byli wilkami należącymi do watahy.

Mój wzrok przesunął się po twarzy pierwszego wilka. Miał silne i przystojne rysy, ale głęboka rana na boku twarzy psuła nieco jego wygląd. Musiał być jakimś strażnikiem lub wojownikiem patrolującym teren.

"To terytorium Watahy Ciemnego Wycia," powiedział pierwszy.

Chyba założył, że też jestem wilkiem, co tłumaczy nazwę watahy. Zdarzało się, że niektóre ludzkie drogi przecinały części terytoriów watah, a wilki, podobnie jak ludzie, korzystały z tych dróg.

"Przekraczasz granicę..." warknął drugi wilk, a w jego oczach pojawiła się złość.

Jednak zignorowałam jego zachowanie i skupiłam się na nazwie watahy. Byłam pewna, że Wataha Ciemnego Wycia należała do Alfy Lennoxa.

"Och, rozumiem," powiedziałam, opuszczając szybę trochę bardziej. "Może moglibyście mi pomóc. Szukam Rolanda. Byłoby bardzo miło z waszej strony, gdybym mogła z nim porozmawiać."

To zaskoczyło dwóch wilków. Pierwszy wilk zmarszczył brwi i odwrócił się do swojego partnera. Wyglądał na zaskoczonego i zaniepokojonego moją prośbą.

"To Alfa dla ciebie," warknął drugi wilk. "I nie spotyka się z samotnikami. Zabija ich..."

"Nie jestem samotnikiem," broniłam się. "Jestem..."

"Beta Barrett mówi, że Alfa Lennox jest obecnie niedostępny," przerwał pierwszy wilk.

Uśmiech zakradł się na kącik moich ust—właśnie potwierdzili, że wiedzą, kim jest Roland. Zastanawiałam się, dlaczego ci dwaj wilki zachowują się tak wyniośle.

"Och, cóż," westchnęłam, udając beznadziejną. "Czy możecie przynajmniej wskazać mi drogę do pobliskiego motelu? Jeżdżę w tej pogodzie od godzin i naprawdę potrzebuję odpoczynku, zanim kontynuuję podróż."

Dwaj wilki spojrzeli na mnie, po czym pierwszy skinął głową.

"Jedź za nami," powiedział, a jego irytacja zniknęła. "Zabierzemy cię do Cindy."

Nie byłam pewna, kim lub czym była Cindy, ale skinęłam głową i uruchomiłam ciężarówkę.

Rzeczy zaczynały się robić interesujące...


Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział