Rozdział 157

ŚWIĘTY.

Było już po szóstej, czasu nigeryjskiego, gdy wylądowaliśmy na lotnisku.

Latałem już prawie osiemnaście godzin, ale w końcu dotarliśmy.

Poprawiłem pasek torby podróżnej i rozejrzałem się po tłumie wylewającym się przez wyjście. Zbyt wiele twarzy. Zbyt dużo hałasu. Hałas, który sprawiał, ż...

Zaloguj się i kontynuuj czytanie