Rozdział 91

ŚWIĘTY.

Ogień.

Płomienie.

Krzyki.

Śmiech.

Wszystko to żyło pod moją skórą i odbijało się echem w głębi mojej duszy, gnijąc mnie od środka, gdy miotałem się na łóżku.

Minęło już trzynaście cholernych lat, do diabła!

"Proszę! Pomóż mi, Święty!" Jej głos prześladował mnie, jakby to było wczoraj....

Zaloguj się i kontynuuj czytanie